Chiny nie zostały uznane za kraj dokonujący manipulacji walutowych, ale pozostały na liście obserwacyjnej, podobnie jak: Japonia, Korea Płd., Niemcy, Włochy, Malezja i Singapur. Do listy dodano: Indie, Tajlandię i Tajwan.
By dany kraj został uznany przez Departament Skarbu za manipulatora walutowego, musi spełnić trzy kryteria: posiadać nadwyżkę w handlu z USA wartą co najmniej 20 mld USD, mieć nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących przekraczającą 2 proc. PKB i dokonać interwencji na rynku walutowym przekraczających w ciągu roku 2 proc. PKB. Państwo uznane za manipulatora nie jest automatycznie za to karane, ale może stać się celem amerykańskich nacisków.
"Szwajcaria przeprowadził jednostronną interwencję na dużą skalę, znacząco większą niż w poprzednich okresach, by opierać się aprecjacji franka oraz zmniejszyć ryzyko deflacji" - mówi raport Departamentu Skarbu.
Zarówno SNB jak i Bank Państwowy Wietnamu zaprzeczyły, by manipulowały kursami swoich walut. Wietnamski bank centralny wyraził wolę współpracy z USA w budowaniu "harmonijnych i uczciwych" relacji handlowych.
Wietnam to kraj, który w ostatnich latach mocno skorzystał z amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Przeniesiono do niego wiele fabryk z Chin. Szwajcaria traktowana zaś była w okresie paniki na rynkach jako bezpieczna przystań. SNB powstrzymując aprecjację franka kupował m.in. duże ilości amerykańskich obligacji. Mimo tych interwencji, frank zyskał od początku roku 9,5 proc. do dolara. Wobec euro umocnił się tylko o 0,3 proc. a wobec złotego o 4,7 proc. SNB utrzymał w czwartek swoją główną stopę procentową na poziomie minus 0,75 proc.