Ekonomiści, kiedy mowa o 2024 r. w polskiej gospodarce, często mówią, że było nieźle, ale mogło być lepiej. Czy pan zgadza się z tą opinią?
Tak, zgadzamy się z tym. Ten rok faktycznie był dużo lepszy niż 2023 r. W ubiegłym roku wzrost PKB wyniósł przecież zaledwie 0,1 proc. W tym roku będzie to blisko 3 proc. Biorąc pod uwagę otoczenie zewnętrze, w szczególności sytuację w strefie euro, jest to naprawdę niezły wynik, chociaż prognozy z początku roku mówiły, że uda się jednak przekroczyć próg 3 proc. wzrostu.
Kiedy z kolei mowa jest o 2025 r., znów słychać głosy, że będzie nieźle, ale to nadal nie będzie hurraoptymizm.
Wydaje mi się, że 2025 r. będzie jednak lepszym okresem dla polskiej gospodarki. Jest wiele czynników wskazujących na to, że przyszłoroczny wzrost PKB będzie wyższy niż to, co widzieliśmy w tym roku. W tym roku w III kwartale, szczególnie po stronie konsumpcji, widać było spowolnienie. Już jednak IV kwartał pokazuje, że konsumpcja powinna być większa. Widać to też po opublikowanych ostatnio danych dotyczących wykonania dochodów z VAT. To też tworzy bazę na 2025 r. W przyszłym roku oczekujemy w końcu uruchomienia inwestycji. To, co ciąży tak naprawdę na wzroście gospodarczym w tym roku, to relatywnie słaby wynik inwestycji. One nie są złe, ale w przyszłym roku spodziewamy się jednak istotnego przyspieszenia. W naszej prognozie zakładamy, że inwestycje w ujęciu realnym wzrosną o około 8 proc. Podstawą do tego optymizmu jest to, co obserwujemy w kwestiach funduszy unijnych.
Kiedy te inwestycje faktycznie będą mocniejszym wsparciem dla gospodarki? Część ekonomistów spodziewa się, że stanie się tak dopiero pod koniec 2025 r.
Wydaje nam się, że ten pozytywny efekt będziemy widzieli już od początku roku. Pamiętajmy, że w tym roku inwestycje dotyczyły przede wszystkim sektora publicznego i tych związanych z dostawami sprzętu wojskowego. Inwestycje prywatne od początku roku były zaś bardzo słabe, a to powoduje, że baza dla inwestycji prywatnych jest niska. Jeśli dodatkowo napływ i wykorzystywanie środków unijnych przyspieszą, a to w zasadzie już się dzieje, to już I kwartał może przynieść pozytywne zaskoczenia.
A co z konsumentem? Czego można się po nim spodziewać w 2025 r.? Czynników, które mogą na niego wpływać, jest bowiem co najmniej kilka. Wystarczy wymienić chociażby niepewność geopolityczną, pytania o powrót inflacji, mrożenie cen energii czy też niepewne obniżki stóp procentowych.
Jesteśmy w gronie ekonomistów, którzy nie zakładają wielkiego boomu konsumpcyjnego, co jest zresztą utrzymaniem naszego poglądu, który mieliśmy na 2024 r. Naszym zdaniem w tym roku wzrost konsumpcji może ostatecznie wynieść około 3,5 proc., zaś w przyszłym widzimy szanse na lekkie przyspieszenie, może nawet do 4 proc. Czynnikiem, który może rozruszać konsumpcję, mimo wciąż relatywnie wysokich stóp procentowych, jest dobra sytuacja na rynku pracy i odbicie inwestycji. To, co teraz wstrzymuje konsumpcję, to nie jest brak dochodów. One z bieżących wynagrodzeń płyną do gospodarstw domowych. Nawet przy podwyższonej inflacji w listopadzie siła nabywcza jest relatywnie wysoka. Dane GUS pokazują jednak, że gospodarstwa domowe obawiają się sytuacji w gospodarce, w tym przede wszystkim wzrostu bezrobocia, chociaż dane też pokazują, że bieżące odczyty stopy bezrobocia są najniższe w historii. Obawy oczywiście są, ale wydają się one jednak bezpodstawne. Na wynik konsumpcji nakłada się także efekt związany z odbudową oszczędności, które dość mocno ucierpiały w okresie pandemii. Kiedy jednak w przyszłym roku ruszą inwestycje, zwiększy się popyt na pracę, to obawy o wzrost stopy bezrobocia powinny wyhamować. Czynnik, który teraz dodatkowo stymuluje wzrost oszczędności, powinien więc zniknąć.