Polska została skolonizowana przez kapitał zagraniczny – mówił w 2017 r. Mateusz Morawiecki jeszcze jako wicepremier oraz minister rozwoju i finansów. Tak tłumaczył potrzebę zwiększenia udziału polskiego kapitału w sektorze bankowym oraz budowy dużych rodzimych grup kapitałowych. Te ambicje rządowi PiS udało się częściowo zrealizować. Przed tzw. repolonizacją Pekao właśnie w 2017 r. w rękach rodzimego kapitału było 34 proc. aktywów sektora bankowego (biorąc pod uwagę tylko banki komercyjne), obecnie to 56 proc. Z kolei Orlen, po połączeniu m.in. z Energą, PGNiG oraz Lotosem, stał się multienergetycznym gigantem. W ub.r. jego przychody sięgnęły niemal 280 mld zł, co dało mu 44. miejsce w zestawieniu największych firm Europy magazynu „Fortune”. Ale czy zmiany w strukturze własnościowej dużych firm przyniosły gospodarce oczekiwane korzyści? Zapytaliśmy o to uczestników panelu ekonomistów „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”.
Korzyści i koszty skali
Z tezą, że „konsolidacja szeroko rozumianej branży energetycznej wokół Orlenu będzie miała korzystny wpływ na funkcjonowanie rynku nośników energii” zgodziło się zaledwie 8 proc. spośród 37 ekonomistów, którzy wzięli udział w naszej sondzie. Przy tym żaden z nich nie był co do tego w pełni przekonany. Tezie tej sprzeciwiło się 46 proc. respondentów, w tym niemal 14 proc. zdecydowanie. Wyjątkowo dużo uczestników sondy, aż 46 proc., nie ma wyrobionego zdania.
Morawiecki jako główny argument na rzecz konsolidacji branży energetycznej wokół Orlenu wskazuje to, że tylko tak duży podmiot może być równorzędnym partnerem dla zagranicznych koncernów, które z reguły są jeszcze większe. Podkreśla też, że duża firma ma dostęp do tańszego kapitału, co zapewnia jej większe możliwości inwestycyjne niż ma łącznie kilka mniejszych podmiotów.
Część z ankietowanych przez nas ekonomistów jest skłonna przyznać premierowi rację, ale dostrzegają też koszty takiej konsolidacji. – Z jednej strony w interesie Polski jest istnienie silnego koncernu multienergetycznego, mogącego być partnerem dla wielkich koncernów z innych krajów oraz mającego odpowiednio duże możliwości inwestycyjne. Z drugiej jednak bardzo poważnym zagadnieniem jest zarządzanie takim koncernem, a w szczególności uniezależnienie go od bieżącej polityki – ocenia dr hab. Marek Kośny, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.