Polskie inwestycje związane z Euro 2012 sięgnęły 19,8 mld euro. Natomiast łączne wydatki Polski i Ukrainy na infrastrukturę i obiekty sportowe wyniosły 30,2 mld euro, co stanowi około 90 proc. wszystkich wydatków na inwestycje dokonanych z myślą o mistrzostwach Europy – wynika z raportu „Czy Polska i Ukraina zyskają na Euro 2012?", który został przygotowany przez Erste Group.
Zysk – infrastruktura
Zaprezentowany raport przykłada dużą wagę do infrastruktury oraz turystyki. Polska, która zajmuje obecnie czwarte miejsce wśród krajów o najmniejszej gęstości sieci autostrad w UE, dzięki Euro 2012 ma poprawić swój system transportowy. Aż 86 proc. inwestycji związanych z ME pochłonęła modernizacja infrastruktury transportowej (drogi, komunikacja miejska, kolej i lotniska). – Może to przyciągnąć więcej bezpośrednich inwestycji zagranicznych, ponieważ słaba infrastruktura stanowiła najważniejszy czynnik zniechęcający do inwestycji w Polsce – wyjaśnia Petr Bittner, analityk dochodów stałych Erste.
– Trzeba jednak pamiętać, że budowa dróg i autostrad, w większości finansowana środkami europejskimi, była planowana wcześniej, niezależnie od Euro 2012, to wydarzenie sportowe miało zaś przyspieszyć powstawanie niektórych odcinków. Jak dziś wiemy, to się nie udało. Tak więc nie można budowy autostrad przypisać do efektów Euro – ocenia Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao.
Gorzej z turystyką
Na mecze ME ma przyjechać blisko milion turystów, każdy z nich spędzi w danym mieście średnio 3, 4 noce i wyda ok. 800 euro – czytamy w raporcie.
Z badań Erste wynika, że nie należy się spodziewać znacznego wzrostu liczby osób odwiedzających Polskę ze względu na mistrzostwa. Dodatkowe 500–700 tys. turystów to liczba porównywalna ze standardowym rocznym poziomem wzrostu ich liczby (w 2010 r. do Polski przyjechało 12,4 mln turystów, a w 2011 r. – 13,1 mln). – Ogólny efekt korzyści związanych z turystyką będzie prawdopodobnie krótkotrwały i pomoże pokryć jedynie koszty nadzwyczajne, tj. środki bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o efekty długoterminowe, są one naszym zdaniem jeszcze bardziej dyskusyjne – ocenia Bittner.