W przypadku Stanów Zjednoczonych inwestorzy bacznie śledzą decyzje Rezerwy Federalnej w sprawie stóp procentowych. W cenach uwzględnione są kolejne podwyżki, ale przedstawiciele Fedu sugerowali, że pole do dalszego zacieśniania polityki monetarnej jest już ograniczone. W tym przypadku niewątpliwie wskazówką pozostają dane dotyczącej inflacji w USA oraz inne odczyty danych makroekonomicznych w tym kraju.
Z kolei w kwestii Chin debata ostatnio toczy się przede wszystkim wokół potencjalnych konsekwencji otworzenia granic tego kraju. Pierwszą reakcją był hurraoptymizm na rynku ropy, jednak po dłuższym namyśle wydaje się oczywiste, że otworzenie granic nie jest wcale jednoznaczne ze skokowym wzrostem popytu.
Warto pamiętać, że Chiny nie były przecież zupełnie zamknięte. Już pod koniec poprzedniego roku rafineriom w Chinach zwiększono limit na import ropy naftowej, jednak – o ile listopad był pod tym kątem silnym miesiącem – o tyle w grudniu i na początku stycznia nie widać skokowego wzrostu importu. To sugeruje, że oczekiwany jest raczej przytłumiony wewnętrzny popyt. Ponadto Chiny importują obecnie coraz więcej ropy naftowej z Rosji, więc wpływ na zachodnie benchmarki będzie ograniczony.