Od lewej: Radosław Kuboszek, partner zarządzający działem audit & assurance Deloitte, Andrzej Ścisłowski, partner zarządzający i dyrektor generalny KPMG w Polsce, Artur Żwak, partner zarządzający działem audytu EY, oraz Mirosław Szmigielski, dyrektor w dziale audytu PwC.
Przedstawiciele rynku kapitałowego skarżą się, że warunki przetargów na wybór biegłego rewidenta ustalane przez część dużych firm (szczególnie tych z udziałem Skarbu Państwa) dyskryminują mniejszych audytorów. Twierdzą, że gdyby dostęp do audytu miało więcej firm, to i ceny za badanie sprawozdań byłyby dużo niższe. Wzięliśmy to pod lupę i poprosiliśmy spółki o wyjaśnienia. Sprawa nie jest taka prosta, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Spółki się tłumaczą
Rzeczywiście, w niektórych spółkach warunki przetargu są tak zapisane (np. wymóg zatrudniania odpowiedniej liczby osób, osiągnięcia w Polsce minimalnych przychodów z tytułu rewizji finansowej czy doświadczenie w przeprowadzaniu badań sprawozdania finansowego podmiotu o wysokiej sumie bilansowej), że w praktyce spełniają je tylko firmy z tzw. wielkiej czwórki, czyli Deloitte, EY, KPMG i PwC plus ewentualnie rosnące w siłę BDO.
– Zmiany w europejskich i polskich regulacjach miały na celu przeciwdziałanie takim praktykom – w warunkach przetargowych nie powinny znajdować się kryteria zamykające dostęp mniejszym firmom audytorskim – komentuje Barbara Misterska-Dragan, wiceprezes Polskiej Izby Biegłych Rewidentów. Dodaje, że w przeciwnym wypadku będziemy mieli do czynienia z zamykaniem rynku i zapewne wzrostem cen, a także ograniczeniem rozwoju małych i średnich podmiotów. A przecież celem reformy audytu nie był wzrost koncentracji rynku.
Przyjrzeliśmy się zapisom warunków przetargu m.in. w PKN Orlen, PGNiG i PGE.