Różne losy giełdowych spółek po nieudanych próbach wezwań

Czasem cierpliwość popłaca i warto czekać, aż wzywający podniesie cenę oferowaną w wezwaniu. Ale są przypadki, gdy nie uda się wycofać firmy z obrotu i wtedy inwestorzy mogą żałować, szczególnie gdy płynność handlu się pogorszy.

Aktualizacja: 06.09.2021 07:41 Publikacja: 06.09.2021 05:12

Sporo emocji wywołało wezwanie na akcje Polenergii, które na początku listopada ogłosiła Mansa Investments (kontrolowana przez Dominikę Kulczyk) wspólnie z brytyjskim BIF IV Europe Holdings. Mająca 51,6 proc. akcji Mansa i BIF chciały kontrolować wszystkie walory i ściągnąć spółkę z GPW. Oferowały pierwotnie 47 zł za akcję, czyli minimalnie powyżej ówczesnych notowań. Na wezwanie nie odpowiedzieli jednak główni inwestorzy instytucjonalni. Później podniesiono cenę do 63 zł, ale i to ich nie przekonało. Dziś kurs sięga 72 zł.

Foto: GG Parkiet

Giełdowe wezwania często budzą duże emocje, stają się przyczyną dużego wzrostu zainteresowania spółką, która ma być zdjęta z giełdy. Pojawiają się też spory – oczywiście dotyczące ceny. Przyjrzymy się firmom, których nie udało się tak łatwo zdjąć z GPW.

Warto zostać z akcjami?

Ciekawym przypadkiem jest niedawne wezwanie na wszystkie akcje Polenergii. W listopadzie 2020 r. spółka powiązana z Dominiką Kulczyk oraz inny podmiot (BIF IV Europe Holdings) zaoferowali 47 zł za akcję, ale główne OFE odrzuciły ją. Później cena poszła w górę do 63 zł, ale i ta oferta nie została przyjęta. Złożono zapisy na połowę z akcji, które chcieli kupić wzywający, więc nie ma mowy o delistingu. Zamiast tego będzie emisja akcji (do 150 mln euro). Pozytywna informacja jest taka, że z prawem poboru „albo w inny sposób zapewniający ochronę przed rozwodnieniem pozostałym akcjonariuszom spółki".

To niejedyne nieudane wezwanie na Polenergię. W 2018 r. PGE chciała ściągnąć spółkę z GPW, oferując 16,3 zł za papier. Dominika Kulczyk odrzuciła jednak tę ofertę, uznając ją za zbyt niską, i zachowała kontrolę. W kolejnych latach kurs wyraźnie rósł i systematycznie ustanawiał nowe maksima, teraz sięga 73 zł. Inwestorzy mniejszościowi zatem na razie dobrze wyszli na tym, że nie oddali akcji Polenergii. Co będzie dalej – czas pokaże. Sporo będzie zależeć od tego, jak dużych inwestycji ta działająca na rynku OZE spółka będzie musiała przeprowadzić, jak je sfinansuje i jak wpłynie to na rachunek wyników oraz kurs.

Niepewność czeka też akcjonariuszy Mediacapu. Kilka dni temu okazało się, że fiaskiem zakończyło się wezwanie ogłoszone przez menedżerów i powiązane z nimi spółki, które miało doprowadzić do delistingu. Odzew na ofertę był zbyt mały mimo podniesienia ceny do 3,25 zł z 2,7 zł za akcję. Na razie kurs trzyma się w okolicach 3 zł (tuż przed wezwaniem oscylował wokół 2,5 zł). Niekorzystnie wypadają notowania akcji Master Pharmu po nieudanym wezwaniu. Próba ściągnięcia spółki z giełdy chwilowo wywindowała kurs, co dało szansę na zyskowną spekulację, ale później kurs osunął się wyraźnie poniżej ceny z wezwania (teraz jest na podobnym poziomie jak cena oferowana w wezwaniu).

Zdarzają się sytuacje, w których dochodzi do „zimnej wojny" akcjonariusza próbującego ściągnąć spółkę z pozostałymi. – W przypadku konfliktu inwestorów mniejszościowych z większościowym, to ten większy jest zwykle na uprzywilejowanej pozycji. Akcjonariusz większościowy ma bowiem często istotny pośredni wpływ na kontrolowane przedsiębiorstwo. W przypadku konfliktu mogłoby to skutkować np. zaprzestaniem wypłacania dywidendy, groźbą dużej emisji akcji czy innymi działaniami mogącymi skutkować np. zaniżeniem wyników finansowych celem obniżenia wyceny podmiotu – mówi Mateusz Namysł, analityk mBanku.

Dodaje, że tego typu wydarzenia nie są aż tak bardzo częste, ale mogą się zdarzyć. – Dlatego podejmując decyzję inwestycyjną, warto zobaczyć, jak właściciel czy zarząd przedsiębiorstwa zachowywał się w poprzednich latach czy przy innej działalności, o ile takie występowały, w sytuacjach konfliktowych – radzi Namysł.

Czy czekać na podwyżkę?

Czasami opłacało się przeczekać i nie oddawać akcji w wezwaniu, gdy cena wydaje się zbyt niska. Tak było z Netią, której akcje chciał skupić Cyfrowy Polsat. Na przełomie ubiegłego i tego roku dawał za jeden walor 4,8 zł, lecz inwestorzy nie złożyli niemal żadnych zapisów. Jednak później Cyfrowy Polsat zaprosił do składania ofert już po 7 zł i transakcja się udała. Brak odpowiedzi na wezwanie okazał się korzystny także dla akcjonariuszy Lubawy wiosną ubiegłego roku. Chodziło o niespełna 15 proc. akcji (celem nie było wycofanie z GPW), a oferowana cena była niska. Nie tylko niższa od ówczesnego kursu, ale także od poziomów, na które wkroczył kilkanaście miesięcy później (więcej w ramkach).

Spór o cenę w wezwaniach jest jednym z najciekawszych, jakie na rynku toczą ze sobą wzywający z akcjonariuszami. – Do podwyższenia ceny w wezwaniu dochodzi głównie, gdy spółka jest atrakcyjnie wyceniana i wiadomo, że kupujący ma środki na podwyższenie ceny. Jeszcze lepiej, gdy wzywających jest więcej niż jeden, wtedy może dojść do swego rodzaju licytacji w górę – dodaje Namysł.

– Moim zdaniem warto czekać na podniesienie ceny w wezwaniu. Jeśli inwestor przegapi ten moment, to najwyżej w razie wycofania spółki z obrotu na giełdzie dojdzie do przymusowego wykupu po cenie z wezwania – mówi Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM.

Jest jednak ryzyko, że jeśli inwestor nie odpowie na wezwanie (uważając, że cena jest zbyt niska), to do transakcji w ogóle nie dojdzie lub nie zostanie spełniony warunek minimalnej liczby zapisów. Wtedy pozostanie z akcjami. Jeśli chodzi o dobrą spółkę, która faktycznie była zbyt nisko wyceniona przez wzywającego, to są szanse na większy zarobek w przyszłości. Jeśli jednak sprawa dotyczy kapitałochłonnej i mało perspektywicznej w najbliższym czasie firmy, szczególnie mało płynnej, to inwestor może później pluć sobie w brodę (szczególnie że wezwanie to doskonała okazja do sprawnej zamiany na gotówkę dużego pakietu bez wpływu na kurs). Zdarza się, że wzywający daje do zrozumienia, że po ewentualnym nieudanym wezwaniu i delistingu inwestorzy zostaną z akcjami firmy, której wyniki będą słabe, lub zapowiada emisję i rozwodnienie akcjonariatu. – To tylko grożenie i zbyt często do tego nie dochodzi. Pilniejsze do rozwiązania są problemy dotyczące wyceny w wezwaniu służącym ściągnięciu z giełdy. Powinna być możliwość przedstawienia przez akcjonariuszy własnej wyceny i konfrontacji z wyceną przyjętą przez wzywającego, który często celowo zaniża wartość spółki – mówi Materna.

Firmy
Benefit Systems zdecydował o utworzeniu programu emisji obligacji
Firmy
„Powiedz to Kobiecie", nowy podcast „Rzeczpospolitej"
Firmy
Grupa Recykl liczy na wzrost odzysku i recyklingu opon
Firmy
Polityka mocniej niż sukcesja podkręca karuzelę prezesów na GPW
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”
Firmy
Spółki stawiają na dalszą ekspansję
Firmy
Najbardziej drożeć będą diesle, za to elektryki mogą zacząć tanieć