Giełdowe wezwania często budzą duże emocje, stają się przyczyną dużego wzrostu zainteresowania spółką, która ma być zdjęta z giełdy. Pojawiają się też spory – oczywiście dotyczące ceny. Przyjrzymy się firmom, których nie udało się tak łatwo zdjąć z GPW.
Warto zostać z akcjami?
Ciekawym przypadkiem jest niedawne wezwanie na wszystkie akcje Polenergii. W listopadzie 2020 r. spółka powiązana z Dominiką Kulczyk oraz inny podmiot (BIF IV Europe Holdings) zaoferowali 47 zł za akcję, ale główne OFE odrzuciły ją. Później cena poszła w górę do 63 zł, ale i ta oferta nie została przyjęta. Złożono zapisy na połowę z akcji, które chcieli kupić wzywający, więc nie ma mowy o delistingu. Zamiast tego będzie emisja akcji (do 150 mln euro). Pozytywna informacja jest taka, że z prawem poboru „albo w inny sposób zapewniający ochronę przed rozwodnieniem pozostałym akcjonariuszom spółki".
To niejedyne nieudane wezwanie na Polenergię. W 2018 r. PGE chciała ściągnąć spółkę z GPW, oferując 16,3 zł za papier. Dominika Kulczyk odrzuciła jednak tę ofertę, uznając ją za zbyt niską, i zachowała kontrolę. W kolejnych latach kurs wyraźnie rósł i systematycznie ustanawiał nowe maksima, teraz sięga 73 zł. Inwestorzy mniejszościowi zatem na razie dobrze wyszli na tym, że nie oddali akcji Polenergii. Co będzie dalej – czas pokaże. Sporo będzie zależeć od tego, jak dużych inwestycji ta działająca na rynku OZE spółka będzie musiała przeprowadzić, jak je sfinansuje i jak wpłynie to na rachunek wyników oraz kurs.
Niepewność czeka też akcjonariuszy Mediacapu. Kilka dni temu okazało się, że fiaskiem zakończyło się wezwanie ogłoszone przez menedżerów i powiązane z nimi spółki, które miało doprowadzić do delistingu. Odzew na ofertę był zbyt mały mimo podniesienia ceny do 3,25 zł z 2,7 zł za akcję. Na razie kurs trzyma się w okolicach 3 zł (tuż przed wezwaniem oscylował wokół 2,5 zł). Niekorzystnie wypadają notowania akcji Master Pharmu po nieudanym wezwaniu. Próba ściągnięcia spółki z giełdy chwilowo wywindowała kurs, co dało szansę na zyskowną spekulację, ale później kurs osunął się wyraźnie poniżej ceny z wezwania (teraz jest na podobnym poziomie jak cena oferowana w wezwaniu).
Zdarzają się sytuacje, w których dochodzi do „zimnej wojny" akcjonariusza próbującego ściągnąć spółkę z pozostałymi. – W przypadku konfliktu inwestorów mniejszościowych z większościowym, to ten większy jest zwykle na uprzywilejowanej pozycji. Akcjonariusz większościowy ma bowiem często istotny pośredni wpływ na kontrolowane przedsiębiorstwo. W przypadku konfliktu mogłoby to skutkować np. zaprzestaniem wypłacania dywidendy, groźbą dużej emisji akcji czy innymi działaniami mogącymi skutkować np. zaniżeniem wyników finansowych celem obniżenia wyceny podmiotu – mówi Mateusz Namysł, analityk mBanku.