Napięcie na granicy ukraińsko-rosyjskiej wciąż się potęguje. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii podało, że posiada informacje, jakoby Rosja planowała zainstalować na czele Ukrainy prorosyjskiego przywódcę, rozważając inwazję i okupację. Pentagon podaje, że Rosja zwiększa liczbę żołnierzy przy granicy z Ukrainą. Stany Zjednoczone stawiają 8500 żołnierzy w stan gotowości, Joe Biden nie wyklucza nałożenia osobistych sankcji na Putina w przypadku ataku na Ukrainę, a do Kijowa dociera kolejna amerykańska i angielska dostawa broni, pocisków i amunicji. Wielka Brytania i USA podjęły decyzje o ewakuacji personelu dyplomatycznego i ich rodzin, a szereg kolejnych krajów szykuje ewakuację swoich obywateli. Znacznie spokojniej wypowiadają się władze Ukrainy, które twierdzą, że w tym momencie nic nie wskazuje na możliwość pełnej inwazji. A Rosja wciąż zapewnia, że nie zamierza atakować Ukrainy.
Kluczowe pytanie, które w tym momencie zadają sobie wszyscy, brzmi: na ile realna jest agresja rosyjska na Ukrainę? Żeby na nie odpowiedzieć, niezbędne jest zrozumienie motywacji Rosji i jej kluczowego decydenta, czy raczej decydentów. Motywacje te można podzielić na dwie zasadnicze grupy – geopolityczne oraz ekonomiczne.
Motywacje geopolityczne, czy wręcz ideologiczne, są przedmiotem wielu analiz i tekstów, więc nie będziemy tu poświęcać im zbyt dużo czasu, zostawiając je specjalistom w tej dziedzinie. Kluczową kwestią wydaje się być chęć utrzymania rosyjskiej strefy wpływów na wschód od Bugu i upewnienie się, że granica NATO nie przesunie się dalej na wschód. Niektórzy obserwatorzy wspominają zapędy imperialne samego Putina czy chęć odbudowy potęgi dawnego ZSRR.
Ciekawsze, a na pewno mniej omówione, wydają się być krótkoterminowe motywacje ekonomiczne. Tutaj trzeba rozpocząć od uporządkowania faktów: Rosja jest największym na świecie eksporterem gazu (199 mld m sześc./rok) i drugim największym eksporterem ropy (ok. 4,6 mln baryłek dziennie). W trzech pierwszych kwartałach 2021 r. aż 35 proc. w strukturze dochodów budżetu federalnego Rosji stanowiły dochody naftowo-gazowe. Eksport ten realizowany jest przez największe spółki, takie jak Gazprom, Rosneft czy Łukoil.
Kluczowe jest zrozumienie, że przychody tych spółek w znaczącej części są rozliczane w dolarach, natomiast koszty w rublach. Potencjalne osłabienie waluty rosyjskiej nie wpływa więc na liczone w dolarach przychody, natomiast obniża koszty (przynajmniej krótkoterminowo). Kontrolowana deprecjacja rubla bez negatywnych reakcji społecznych wydaje się więc być atrakcyjna z punktu widzenia marżowości w eksporcie surowców.