Zarobki zarządów spółek giełdowych znów budzą duże zainteresowanie. Spora w tym zasługa Petera Fankhausera, ostatniego prezesa Thomasa Cooka, a także zestawień opublikowanych w ostatnich tygodniach przez Economic Policy Institute.
Economic Policy Institute wyliczył, że w ciągu ostatnich 40 lat średnie roczne zarobki – pensja podstawowa oraz wszelkie bonusy i premie – prezesów 350 największych amerykańskich spółek wzrosły o 1007,5 proc. W tym samym czasie średnia płaca pracowników zwiększyła się o 11,9 proc.
Ten sam instytut stwierdził, że statystyczny szef spółki zarabiał w ub.r. tyle co 278 statystycznych pracowników sektora prywatnego. Do rekordu z 2000 r. jeszcze sporo brakuje. Wówczas średnie roczne zarobki prezesa były 368 razy wyższe od średniej pracownika. Pięć lat wcześniej było to jedynie 121 do 1, a w 1978 r. „tylko" 30 do 1.
W 2007 r., a więc tuż przed globalnym kryzysem finansowym wywołanym krachem na rynku obligacji hipotecznych i upadkiem banku Lehman Brothers, rozpiętość wynosiła jak 346 do 1. W 2009 r., gdy kryzys sięgał dna, dysproporcja spadła do 195 do 1 i od tego czasu znów systematycznie się powiększała.
Także inny raport – „Executive Excess 2019: Making Corporations Pay for Big Pay Gaps" – przygotowany przez Institute for Policy Studies zwraca uwagę na olbrzymie rozwarstwienie płac, które w przypadku niektórych firm przekracza stosunek 25 do 1. A ten poziom rozwarstwienia Peter Drucker, ojciec nowoczesnej teorii zarządzania, uważał za maksymalny akceptowalny.