Rząd nie ma czasu na kolejne debatowanie, jakie podejmować decyzje, aby w Polsce nie zabrakło stabilnych dostaw energii i nie było konieczności w skrajnych wypadach wprowadzenia stopni zasilania i reglamentowania dostaw prądu, a tym grozi tzw. luka mocowa.
Problem z dostawą prądu
Z aktualnych dokumentów Polskich Sieci Elektroenergetycznych, dotyczących wystarczalności generacji mocy, które trafiły do rządu, a do których dotarł „Parkiet”, wynika, że już w 2026 r. niedobory mocy do produkcji energii elektrycznej mogą wynieść 4,2 GW. Dla porównania największy blok węglowy w Polsce w Kozienicach ma moc 1 GW. Konieczne jest zatem wydłużenie czasu życia istniejących jednostek węglowych do 2028 r. o łącznej mocy 4,2 GW. W 2025 r. system wsparcia w formie pomocy publicznej, a więc rynek mocy wygasa dla starszych i mniej efektywnych elektrowni. Komisja Europejska dopuściła możliwość warunkowego wydłużenia życia tym elektrowniom jeszcze przez trzy lata. Projekt ustawy Ministerstwa Klimatu i Środowiska jest obecnie nadal w konsultacjach społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że większość z tych elektrowni węglowych jednak nie spełni warunków dodatkowych aukcji i nie zapewnią potrzebnej mocy, na co wskazują nieoficjalnie przedstawiciele spółek elektroenergetycznych.
Apogeum ryzyka
Z tego samego dokumentu wynika, że niedobór mocy w 2034 r. może wynieść 9,4 GW. To scenariusz przy założeniu wybudowania realizowanych obecnie elektrowni gazowych o łącznej mocy 4,5 GW. Braki mocy i tak będą jeszcze ogromne. Jak PSE planuje pokryć tę lukę? PSE nadal zakłada wydłużenie rynku mocy dla kolejnych elektrowni węglowych, którym kończą się kontrakty na dostawy energii na początku lat 30. Mowa o 4,2 GW mocy. Co ważne, PSE zakłada powstanie na początku lat 30. zupełnie nowych, jeszcze nieplanowanych projektów gazowych o mocy 3 GW. Co gorsza, plany budowy nowych elektrowni spotykają się ze ścianą. Enea planowała budowę nowej elektrowni gazowej w Kozienicach. Nikt jednak nie zgłosił się w zakończonym pod koniec października przetargu na budowę elektrowni. Analiza zakłada także, że w 2034 r. może pojawić się 1 GW mocy w elektrowni jądrowej, która w połowie lat 30. może rozpoczynać swoją działalność, aczkolwiek trzeba zakładać, że jest to zbyt optymistyczne założenie i tej stabilnej mocy trzeba szukać w innych źródłach, być może jeszcze w większym stopniu w gazie.
O jeszcze większych brakach mocy, aniżeli mowa w dokumentach mówi kierownictwo PSE. – Jeśli nie uda się w żaden sposób przedłużyć życia bloków węglowych, na początku lat 30. będzie potrzeba co najmniej 12 GW mocy podszczytowych i szczytowych w źródłach gazowych. Tymczasem mamy pewne jedynie 3 GW zakontraktowane na rynku mocy. Do tego dochodzą magazyny energii, a skala potrzeb na początku lat 30. wyniesie w tej technologii 12 GW. Część dodatkowych jednostek gazowych będzie pracować tylko przez kilka procent godzin w roku. To będzie rezerwa uruchamiana tylko, gdy występuje tzw. susza pogodowa, czyli brak energii ze źródeł odnawialnych, z czym mieliśmy do czynienia choćby na początku listopada – mówi nam Grzegorz Onichimowski, prezes PSE. To założenie w przypadku braku jakichkolwiek działań.
Gazowa niepewność
Przy założeniu budowy nowych jednostek gazowych o mocy ok. 6200 MW do 2032 r. (to szacowany maksymalny potencjał w tej technologii) możliwe będzie odstawianie bloków węglowych o następującej łącznej mocy w kolejnych latach: ok. 200 MW w 2028 r., ok. 700 MW w 2029 r., ok. 2500 MW w 2031 r., ok. 2000 MW w 2032 r. Problem jednak w tym, że tzw. pewnych inwestycji gazowych – obecnie budowanych lub realizowanych na wstępnym etapie – jest jedynie 4,5 GW, a czas budowy takich jednostek razem z uzyskiwaniem pozwoleń sięga pięciu–sześciu lat. Ten scenariusz wymagać będzie także utrzymania dyspozycyjności dużej liczby bloków węglowych, które nie będą miały możliwości wypracowania dodatnich wyników finansowych. Oznacza to, że jeśli chcemy być pewni dostaw energii, decyzje legislacyjne muszą być podejmowane już teraz.