Obserwujemy optymizm w branży, przede wszystkim firm deweloperskich, które – w przeciwieństwie do I kwartału br. i poprzedniego kryzysu – wprowadzają do oferty nowe projekty. W poprzednim kryzysie jeden z głównych deweloperów na rynku przez pięć kwartałów nie rozpoczynał inwestycji, a tym razem, od początku kwietnia, uruchomił pięć czy sześć projektów. To obrazuje zmianę podejścia: firmy się nie wycofują, tylko chcą podtrzymać obroty. Deweloperzy, dostarczając podaż, zareagowali na kryzys chęcią podtrzymania wymiany handlowej, licząc na to, że część osób dysponujących oszczędnościami będzie zainteresowana zakupem mieszkań.
W bankach Polacy pieniędzy mają całe stosy, ultraniskie stopy procentowe zachęcają do poszukiwania sposobów ulokowania pieniędzy. Pewnie jednak wielu zastanawia się nad momentem wejścia – co prowadzi do pytania o ceny. II kwartał to duży spadek sprzedaży, dużo zwrotów, ale i dalszy – choć powolniejszy – wzrost cen w ofercie. Twardych prognoz jest niewiele, w czerwcu analitycy Emmerson Evaluation stwierdzili, że do końca 2022 r. ceny mogą się skurczyć o 15–20 proc. wobec przełomu lat 2019 i 2020. Jakie są wasze przewidywania?
Dziś chyba właściwiej jest mówić o prorokowaniu niż prognozowaniu.
Na rynku pierwotnym posługujemy się co najmniej trzema rodzajami cen. Pierwszy to ceny mieszkań, które znajdują się w ofercie na koniec kwartału – to indeks najczęściej używany i stabilny. W poprzednim kryzysie ten indeks spadał bardzo spokojnie przez pięć, sześć kwartałów – choć uderzenie w rynek pierwotny było znacznie mocniejsze niż obecnie. Oczekiwanie, że ten indeks gwałtownie się obniży, o 20 proc. w skali roku, to oczekiwanie katastrofy w gospodarce, a rządy cały czas pompują pieniądze w gospodarki. Spodziewamy się raczej stabilizacji.
Drugi indeks to ceny mieszkań wprowadzanych do sprzedaży. On będzie teraz bardzo ważny i powie, jakie jest podejście deweloperów do obniżania cen. Mamy już rynki, na których obserwujemy, że wprowadzane projekty są wyraźnie tańsze niż w poprzednich kwartałach. Spodziewamy się, że ceny lokali wprowadzanych będą spadać, m.in. w związku z innym rodzajem oferty – np. niższym standardem, być może firmy będą rezygnować z części marży. Mimo wszystko mówimy o redukcji rzędu kilku, a nie kilkunastu procent.
Trzeci indeks to ceny mieszkań sprzedanych – to lokale zabrane z oferty, jednak bez informacji, czy były jakieś rabaty. Można się spodziewać, że ten indeks będzie rósł w kolejnych kwartałach, bo teraz mieszkania kupują ci, co mają pieniądze, ale nie są inwestorami. Kupują na własne potrzeby lub po to, by lokale gwarantowały zachowanie wartości.