Z morskich głębin na giełdę

Poszukiwanie kosztowności we wrakach zatopionych okrętów to ciężki kawałek chleba. Znacznie mniejsze ryzyko ponoszą gracze giełdowi inwestujący pośrednio w skarby na... Nasdaq.

Publikacja: 01.06.2013 11:59

Odyssey Explorer to flagowy okręt spółki. jednostka brała m.in. udział w poszukiwaniach wraku „SS Ga

Odyssey Explorer to flagowy okręt spółki. jednostka brała m.in. udział w poszukiwaniach wraku „SS Gairsoppy”, zakończonych wydobyciem z niego 48 ton srebra.

Foto: Archiwum

„SS Gairsoppa", parowiec należący do British Indian Steam Navigation Company, w grudniu 1940 r. wyszedł w morze z portu w Kalkucie, zmierzając do Liverpoolu. Na pokładzie okrętu znajdowało się ponad 80 członków załogi. Ładownie statku zapełnione były herbatą, żelazem i tonami srebra. W okolicach Sierra Leone „Gairsoppa" dołączyła do wojskowego konwoju, wraz z którym miała pokonać wody Północnego Atlantyku. Trudne warunki pogodowe sprawiły, że kapitan okrętu, w obawie przed niewystarczającymi zapasami węgla, podjął decyzję o zmianie portu docelowego na irlandzkie Galway i odłączeniu się od konwoju. 17 lutego 1941 r. osamotniony parowiec zaatakował niemiecki U-Boot. Wystarczyła pojedyncza torpeda, która rozerwała kadłub statku, by doprowadzić do zatopienia okrętu wraz z cennym ładunkiem.

Do kogo należy skarb?

„Gairsoppa" osiadła na głębokości 4,7 tys. m, około 300 mil (480 km) na południowy zachód od wybrzeży Irlandii. Przez wiele lat dotarcie do wraku było w zasadzie niemożliwe z uwagi na niewystarczająco zaawansowaną technologię.

Wraz z jej rozwojem pojawili się jednak chętni do podjęcia trudnej misji eksploracji parowca. Sukcesem zakończyła się operacja przeprowadzona przez amerykańską spółkę Odyssey Marine Exploration. W lipcu ubiegłego roku udało się jej wydobyć z wraku 48 ton srebra. Według ówczesnej ceny kruszec miał wartość ok. 38 mln USD. Zdaniem przedstawicieli firmy w ładowniach statku miało zalegać łącznie nawet 240 ton srebra.

Firma Odyssey, która wyłożył własne środki na poszukiwania okrętu, działała na mocy porozumienia z rządem brytyjskim. Zgodnie z nim do spółki trafi aż 80 proc. wartości odzyskanego surowca. Londyn zadowoli się zaledwie 20 proc. To bardzo nietypowe podejście w biznesie obejmującym poszukiwanie skarbów we wrakach zatopionych okrętów. Największy problem wynika bowiem z tego, że wiele statków leży w morskich głębinach od stuleci. Po takim czasie niezmiernie trudno ustalić, kto jest właścicielem jego zawartości, tym bardziej że okręt mógł należeć na przykład do króla, ale transportować ładunek prywatny. Albo jego zawartość mogła być przemycana. Nie mówiąc o tym, że ktoś musi przecież zainwestować czas i duże środki finansowe, by zlokalizować i wydobyć skarb.

Hiszpanie idą do sądu, Anglicy wolą się dogadać

Prawo morskie zakłada wprawdzie, że wrak należy do tej osoby, która jako pierwsza wydobędzie z niego jakiś przedmiot, ale dzieje się tak, pod warunkiem że nikt inny nie rości sobie do niego żadnych pretensji. I tu zaczynają się prawdziwe schody, ponieważ zazwyczaj roszczenia do większości wydobywanych okrętów wysuwają Hiszpanie. I nie uznają przy tym żadnych układów.

Jak widać, Anglicy wykazują się znacznie większym pragmatyzmem i wolą po prostu „odpalić" nawet dużą kwotę, by mieć szansę na jakiekolwiek zyski. Inna sprawa, że akurat w przypadku Hiszpanów trudno o większą hipokryzję. Przeważająca część skarbów, których zwrotu domaga się Madryt, dziwnym trafem została najpierw złupiona w Ameryce Południowej od miejscowej ludności przez hiszpańskich konkwistadorów...

Odyssey woli takich potyczek prawnych uniknąć, stąd umowy zawierane z rządem brytyjskim. W taki sposób, oprócz „Gairsoppy", firma wydobyła również część ładunku srebra z innego parowca pływającego w służbie Jego Królewskiej Mości, „SS Mantola", który został zatopiony przez Niemców w lutym 1917 roku. Na jego pokładzie miało znajdować się 600 tys. uncji srebrnego kruszcu.

Co ciekawe, kapitanem okrętu był niejaki David James Chivas, potomek  słynnych braci, którzy wsławili się stworzeniem whisky Chivas Regal. Historia milczy na temat tego, czy kapitan był także miłośnikiem szkockiego trunku i czy miało to jakikolwiek związek z zatopieniem parowca.

Nie samym skarbem spółka żyje

Spółka nie chce jednak opierać swoich wyników finansowych wyłącznie na tak mocno niepewnym przedsięwzięciu, jak wydobywanie skarbów. W tym celu zajmuje się również poszukiwaniem i pozyskiwaniem surowców mineralnych zalegających na dnie morskim. Chodzi m.in. o podmorskie masywne złoża siarczkowe, fosforyty oraz tzw. konkrecje polimetaliczne, czyli konglomeraty składające się z różnych pierwiastków.

Do Odyssey należy większościowy pakiet udziałów w spółce Oceanica Resources oraz mniejszościowy w Neptune Minerals i Chatham Rock Phosphate. Wszystkie z nich posiadają na wyłączność licencje na wydobywanie podmorskich minerałów na obszarach uznawanych za obfite pod względem ich zasobów.

Odyssey wpływa na giełdę

O ile poszukiwanie i wydobycie skarbów to działalność obarczona bardzo wysokim ryzykiem, o tyle eksploracja podmorskich minerałów może przynieść znacznie bardziej wymierne korzyści. I to nie tylko samej spółce, ale również... inwestorom giełdowym. Firma Odyssey Marine Exploration jest bowiem notowana od końca 1995 r. na amerykańskiej giełdzie Nasdaq, skupiającej spółki z sektora technologicznego. Jej papiery podlegają jednak sporym wahaniom cen. Najwięcej, nieco ponad 7 USD za akcję Odyssey, trzeba było zapłacić we wrześniu 2007 r. Kryzys finansowy po upadku Lehman Brothers nie oszczędził jednak nawet tak wydawałoby się oderwanej od twardych rynkowych realiów spółki. Równo trzy lata temu, na zakończenie sesji 31 maja 2010 r., papiery Odyssey spadły do 1 USD.

Informacje o odnalezieniu wraku „Gairsoppy" i wydobyciu sporych ilości srebra zalegającego w ładowniach statku pozwoliły na częściowe odbicie kursu akcji, który obecnie wynosi 3,3 USD. Czy spółce uda się dokonać odkrycia, które wywinduje cenę walorów mocno w górę i pozwoli zarobić również akcjonariuszom? Odpowiedź na to pytanie spoczywa w morskiej toni.

[email protected]

Trudny los polskiego Indiany Jonesa

„Kto bez pozwolenia albo wbrew warunkom pozwolenia poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków, w tym przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny" – głosi art. 111 ustawy z 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Ta sama ustawa w art. 36 ust. 1 pkt 12 informuje, że pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków wymaga „poszukiwanie ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych, w tym zabytków archeologicznych przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania".

Nawet jeśli otrzymamy jednak wymagane prawem pozwolenia, to musimy pamiętać, że w świetle zapisów art. 35 ust. 1 wspomnianej ustawy „przedmioty będące zabytkami archeologicznymi odkrytymi, przypadkowo znalezionymi albo pozyskanymi w wyniku badań archeologicznych, stanowią własność Skarbu Państwa".

Na gratyfikację finansową mogą liczyć tylko ci, którzy na skarb natkną się przez przypadek, zabezpieczą obiekt oraz niezwłocznie zawiadomią o znalezisku wojewódzkiego konserwatora lub wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Nagroda nie może być większa niż 25-krotność przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej (wyjątkowo 30-krotność).

Analizy rynkowe
Na giełdzie w Warszawie nie widać końca korekty
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Analizy rynkowe
Spółki z WIG20 w odwrocie. Kiedy znów wrócą do łask?
Analizy rynkowe
Krajowe akcje u progu bessy. Strach o zaostrzenie wojny na Wschodzie
Analizy rynkowe
Trump 2.0, czyli nie graj przeciwko Ameryce
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Analizy rynkowe
W 2024 r. spółki mają pod górkę. Które osiągną cele?
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Interpretowanie wyniku wyborów w USA