Na pierwszy rzut oka ubiegły rok należał do tzw. rynków granicznych, uboższych krewnych dobrze znanych inwestorom rynków wschodzących. Skupiający 26 takich giełd indeks MSCI Frontier Markets zyskał niemal 19 proc. Dla porównania – analogiczny wskaźnik rynków wschodzących MSCI Emerging Markets zyskał około 16 proc., a dojrzałych MSCI World niespełna 10 proc. Mimo to ubiegłoroczna koniunktura na najmłodszych giełdach, biorąc pod uwagę oczekiwania, pozostawiała wiele do życzenia. Już rok temu wskazywano, że indeksy rynków wschodzących i dojrzałych w pierwszym roku hossy odrobiły dużą część kryzysowych strat, a ponieważ objęte nimi spółki nie poprawiały wyników równie szybko, ich wskaźniki (cena do zysku) przewyższyły wieloletnią średnią. W tej sytuacji wydawało się, że kapitał skieruje się na rynki graniczne, które w 2009 r. ledwie drgnęły i wydawały się ekstremalnie tanie. Ten scenariusz się nie sprawdził. Dziś MSCI FM do maksimum sprzed bessy nadal brakuje 84 proc., podczas gdy indeksy rynków dojrzałych i wschodzących od szczytów dzieli odpowiednio 26 i 16 proc.
[srodtytul]Europejskie „maluchy” w ogonie[/srodtytul]
Dlaczego „rynki wschodzące jutra”, jak się niekiedy określa najmłodsze giełdy, jako grupa nie odrobiły zapóźnienia? Wyjaśnienia można szukać w ich różnorodności, która sprawia, że zbiorcze indeksy słabo oddają panującą na nich koniunkturę. Choć przesadą są żarty, jakoby do worka z napisem „frontier markets” wrzucano wszystkie kraje, które mają giełdę, a nie pasują do innej kategorii, rzeczywiście są one znacznie bardziej zróżnicowane niż rynki wschodzące. Wśród 32 państw figurujących w indeksie rynków granicznych MSCI lub alternatywnym indeksie FTSE jest aż 13 takich, które należą tylko do jednego z nich. A w wypadku 23 krajów, które jedna lub druga z tych spółek uważa za wschodzące, są zaledwie trzy sporne. Rozbieżności te wynikają z definicji rynków granicznych jako takich, które są dostępne dla zagranicznych inwestorów, ale ich kapitalizacja i płynność nie wystarczają, aby zaliczyć je do grona rynków wschodzących. Te kryteria mogą spełniać z jednej strony kraje ludne, lecz ubogie, a z drugiej państwa dość zaawansowane gospodarczo, ale o niewielkiej populacji i niskiej liczbie akcji w wolnym obrocie. I tak, w indeksie MSCI FM obok siebie figurują należąca do strefy euro Estonia, podnosząca się z kolan Argentyna, zamożne dzięki ropie kraje arabskie i otwierające się na świat azjatyckie i afrykańskie giganty, jak Nigeria, Pakistan i Bangladesz. Ogromne różnice w charakterze rynków granicznych sprawiły, że w 2010 r. jedne wciąż były pogrążone w recesji lub stagnacji (Chorwacja, Rumunia, Bułgaria), inne należały zaś do najbardziej dynamicznych gospodarek świata (Katar, Liban, Nigeria). W efekcie zarówno wśród 10 giełd o najwyższych w 2010 r. stopach zwrotu, jak i tych, które odnotowały największe spadki, połowę stanowiły parkiety graniczne. W pierwszej grupie wyróżniła się Sri Lanka, gdzie akcje podrożały o 96 proc., a także Ukraina, Estonia. Wszystkie te giełdy były też w czołówce rok wcześniej. Pokazuje to – podobnie zresztą jak to, iż MSCI FM nie dogonił w 2010 r. MSCI EM – że w ubiegłym roku bardziej opłacało się podążać za trendem, niż stawiać na giełdy, które w pierwszym roku hossy były maruderami. Dowodzi tego także przypadek Bangladeszu – od umownego początku bessy na światowych giełdach w październiku 2007 r. akcje podrożały tam o ponad 160 proc., a także Argentyny – tam zwyżka przekroczyła 50 proc. Na drugim biegunie znalazły się bałkańskie rynki graniczne – Bułgaria, Serbia, Słowenia i Chorwacja – wyceny akcji są tam wciąż o ponad 55 proc. niższe niż przed bessą. Krajom tym szkodziła dotychczas pogłębiona przez kryzys zadłużeniowy dekoniunktura w Europie Zachodniej, z którą ich gospodarki są silnie powiązane.
[srodtytul]Aktywa na późną fazę hossy [/srodtytul]
Innym powodem, dla którego „wschodzące rynki wschodzące” nie spełniły pokładanych w nich nadziei, jest strategia inwestorów instytucjonalnych. – Rynki graniczne są zawsze mniej płynne, mają więc wśród ogółu rynków charakterystykę podobną do charakterystyki małych spółek na poszczególnych parkietach. Gdy do funduszy napływa dużo kapitału, a tak wciąż działo się w ubiegłym roku, to w pierwszej kolejności lokują one te środki w najbardziej płynne aktywa. Dopiero później wybierane są rynki mniej płynne. Szczególnie że wejście na rynki graniczne wymaga dalszej perspektywy niż kilka miesięcy – tłumaczy Andrzej Błachut, szef działu rynków wschodzących w spółce Swiss & Global, która zarządza funduszami szwajcarskiego banku Julius Baer. – Do rynków granicznych inwestorzy najczęściej przekonują się dopiero, gdy dobra koniunktura na pozostałych rynkach utrzymuje się przez dłuższy czas. Mimo trwającego od dwóch lat trendu wzrostowego brak przesłanek do istotnego angażowania się na rynkach granicznych, które z natury są mało płynne. Zmieni się to wraz z ustaniem obaw o wzrost gospodarczy na świecie, a inwestorom skończą się pomysły inwestycyjne na łatwiej osiągalnych rynkach – wtóruje mu Marek Buczak, zarządzający z Quercus TFI. Wiele wskazuje na to, że ten rok będzie dla giełd granicznych lepszy niż ubiegły. Argumenty, które już rok temu dawały powody do nadziei, dziś brzmią jeszcze bardziej przekonująco. – W trzecim roku wzrostowego cyklu na światowych giełdach można oczekiwać poprawy notowań tych aktywów, które zyskują popularność w późnej fazie cyklu, w tym rynków granicznych – twierdzi Andrew Howell, ekspert ds. frontier markets w Citigroup. Co będzie zachęcało inwestorów do zwiększenia zaangażowania na rynkach granicznych? Przede wszystkim perspektywy tych gospodarek. Tempo wzrostu gospodarczego państw objętych indeksem MSCI FM będzie zbliżone do krajów z MSCI EM. W obu grupach mediana prognozowanych przez MFW na 2011 r. stóp wzrostu PKB wynosi 4,3 proc., przy czym wynik pierwszej grupy wciąż będzie ograniczała dekoniunktura w krajach południowej Europy. Wobec tego mniejsze dotychczas zwyżki pierwszego z tych indeksów sugerują, że wyceny akcji na rynkach granicznych są atrakcyjniejsze niż na rynkach nieco starszych.