Australijska firma Prairie Mining od początku wzbudzała wiele emocji na polskim rynku. Próbowała przecież sięgnąć po złoża, o które ubiegały się także rodzime spółki. Przez ostatnie lata wiele osób z branży górniczej i polityków przekonywało mnie, że Prairie już na starcie nastawione było tylko na sprzedaż swoich projektów. Tylko nieliczni wierzyli, że spółce uda się zbudować w Polsce kopalnie węgla. Ostatecznie jednak inwestor poniósł nad Wisłą gorzką klęskę, którą osłodzić może jedynie potencjalna wygrana w arbitrażu przeciwko Polsce. Mówi się, że Australijczycy będą chcieli walczyć o gigantyczne odszkodowanie, sięgające nawet 3 mld dolarów. W istocie jednak, jak wskazują moi rozmówcy, pieniądze rzędu 0,5 mld dol. mogłyby już w zupełności usatysfakcjonować akcjonariuszy Prairie. Sama spółka na temat kwot nie chce się wypowiadać.
Początek drogi
Ojcem idei zbudowania w woj. lubelskim kolejnego zakładu górniczego, tuż obok jedynej działającej tam kopalni węgla Bogdanki, był Janusz Jakimowicz. Po wielu latach zdobywania doświadczeń w biznesie wydobywczym na całym świecie wrócił do Polski i dostrzegł potencjał w lubelskim złożu, a następnie zainteresował nim australijskich inwestorów. Ci ostatni mieli już gotowy wehikuł do realizowania tego typu inwestycji w postaci spółki eksploracyjnej notowanej na australijskiej giełdzie. Początkowo nazywała się ona Prairie Downs Metals, a później Prairie Mining. Grupa w 2012 r. pozyskała koncesję na rozpoznanie lubelskich złóż i tak zaczęła się jej przygoda na polskim rynku.
Australijczycy weszli na teren już rozpoznany przed laty przez państwo, ale wykonali tam dziewięć dodatkowych otworów badawczych. Dzięki temu udało im się zaktualizować szacunki zasobów surowca i stwierdzić występowanie tam węgla koksowego typu 34, wykorzystywanego do produkcji m.in. koksu metalurgicznego. Ceny tego surowca są wyższe niż węgla energetycznego, który trafia do elektrowni, a w którym specjalizuje się sąsiednia Bogdanka.
Prairie miało w planach budowę na Lubelszczyźnie kopalni Jan Karski za 2,5 mld zł. Zakład miał wydobywać 6 mln ton węgla rocznie, po kosztach niższych niż w kopalniach na Śląsku czy nawet w Bogdance. Budowa miała się rozpocząć w 2018 r., a pierwszy węgiel wyjechać z kopalni w roku 2022. Tyle na papierze. Rzeczywistość przyniosła nie tylko wydłużające się postępowania administracyjne, ale i spory sądowe z urzędami.