Kopalnie węgla brunatnego, które od lat pozostają w cieniu dyskusji o losach głębinowych kopalń węgla kamiennego, mają przed sobą niejasną przyszłość. Ostateczne decyzje podjął jak na razie tylko Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (ZE PAK), który zrezygnował z planowanych nowych odkrywek i zapowiedział likwidację całego węglowego biznesu w ciągu najbliższej dekady. Natomiast największy krajowy producent tego surowca Polska Grupa Energetyczna utrzymuje swoje dotychczasowe plany, które zakładają funkcjonowanie brunatnych kopalń nawet do 2044 r. Jednocześnie jednak walczy o wydzielenie tych aktywów z grupy i oddanie ich bezpośrednio w ręce państwa. W ten sposób spółka na państwo przerzuciłaby także decyzje w sprawie dalszych losów zakładów wydobywczych Bełchatów i Turów, a także niezagospodarowanego jeszcze złoża Złoczew.
To wszystko dzieje się w atmosferze nasilających się protestów ekologów, a także przy sprzeciwie naszych sąsiadów. Ale to tylko część z licznych wyzwań, które stoją przed branżą węgla brunatnego. Aktywiści walczący o rychłe zamknięcie wszystkich odkrywek mawiają, że to nie ekolodzy zamkną kopalnie w Polsce, ale zrobi to ekonomia.
Kurczący się biznes
Choć węgiel brunatny wciąż stanowi ważne paliwo dla polskiej energetyki, to jego udział w krajowym miksie energetycznym stale się kurczy. Przy coraz bardziej restrykcyjnej unijnej polityce klimatycznej i przy rosnących gwałtownie kosztach emisji CO2 produkcja prądu w tego typu elektrowniach staje się coraz mniej opłacalna i traci na znaczeniu. Jeszcze w 2014 r. z węgla brunatnego pochodziło 35 proc. produkowanej w Polsce energii elektrycznej. W 2018 r. było to 30 proc., a w 2020 r. już tylko 25 proc. Jak podają Polskie Sieci Elektroenergetyczne, w minionym roku z tego surowca nasze elektrownie wyprodukowały niespełna 38 terawatogodzin (TWh) prądu, a więc o 8,5 proc. mniej niż w 2019 r. Swoje zrobiła oczywiście pandemia koronawirusa, bo w wyniku zamrożenia gospodarki drastycznie spadło całkowite zapotrzebowanie na energię elektryczną. Jednak to właśnie siłownie węglowe straciły najwięcej, bo to im przykręcono moce w pierwszej kolejności. Nie bez znaczenia dla spadającej produkcji z węgla brunatnego był też wzrost produkcji w odnawialnych źródłach energii, a także rekordowy import tańszej energii z zagranicy.
W efekcie produkcja węgla brunatnego skurczyła się w minionym roku o 9 proc. w porównaniu z 2019 r. i sięgnęła niecałych 46 mln ton. Kopalnie nie mogą liczyć na odrobienie strat na rynkach eksportowych. Tego surowca nie przewozi się na duże odległości, bo jest to nieopłacalne, więc cała produkcja trafia do pobliskiej elektrowni, ewentualnie zasila też lokalne ciepłownie. Inaczej niż w przypadku węgla kamiennego, którym handluje się na całym świecie.
Trudno oczekiwać, by kolejne lata przyniosły pozytywny przełom dla producentów czarnej energii. Agencja EuroRating, oceniając pod koniec grudnia 2020 r. rating kredytowy PGE, zaznaczyła, że w dłuższym terminie pozycja wytwórców energii z paliw kopalnych powinna się nadal pogarszać. – Przyczyniać się do tego będzie zarówno wypieranie wysokoemisyjnych źródeł przez coraz szybszy rozwój OZE (wytwarzających energię przy coraz niższych kosztach), jak również polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Uchwalony przez UE podwyższony cel redukcji emisji CO2 o 55 proc. w stosunku do 1990 r. oznacza, że rynkowe ceny praw do emisji tego gazu cieplarnianego będą prawdopodobnie w perspektywie długoterminowej nadal rosnąć – przewidują analitycy EuroRating. Już w styczniu tego roku obserwowaliśmy rekordowe ceny CO2, które na rynku spotowym przebiły poziom 34 euro za tonę.