Takich prawników jest coraz więcej. Zaszła duża zmiana pokoleniowa. Mamy osoby, które z jednej strony łączą wykształcenie prawnicze z wykształceniem w zakresie ekonomii, zarządzania. To bardzo poszerza horyzonty.
Wydaje mi się, że dziś najlepszy komplement, jaki prawnik może usłyszeć z ust klienta, to to, że rozumie jego biznes. Nasi mocodawcy nie potrzebują trudnej, hermetycznej, bardzo wyrafinowanej intelektualnie analizy na 30 stronach. Dzisiejszy klient, który jest z każdej strony torpedowany informacjami i sam pracuje pod presją czasu, potrzebuje bardzo praktycznej porady, która mu powie, czy może postąpić w określony sposób i jakie nieść będzie to konsekwencje. Znajomość rzymskich paremii, którymi można się oczywiście popisać w towarzystwie, czy dar krasomówstwa, nie robią wrażenia. Większe wrażenie zrobi to, że jest się w stanie usiąść do Excela i sprawnie przeliczyć rzeczy, o których rozmawia się z klientem od strony prawnej.
Studia prawnicze to więc dziś za mało, by osiągnąć sukces. Młodzi powinni szkolić się na dwóch kierunkach?
Jeżeli są w stanie bez szkody dla jakości studiów prawniczych, tych podstawowych, uczyć się ekonomii czy zarządzania, to jak najbardziej. Karierę trzeba dopasowywać do swoich możliwości. Trzeba mieć także plan na siebie. To też jest znak czasu. Trzeba być maksymalnie elastycznym i reagować. Doświadczamy dziś bardzo szybkich zmian, przede wszystkim technologicznych. Nie wiemy, czy za pięć lat sztuczna inteligencja nie zastąpi 90 proc. pracy prawnika. Należy się ciągle rozglądać, obserwować tendencje na rynku.
Gdy wchodziła pani do zawodu prawnika, była to profesja, gdzie dominowali mężczyźni. A dziś?
Mamy równouprawnienie. Jest bardzo dużo kobiet prawniczek, bardzo aktywnych i funkcjonujących na rynku. Są też takie, które kierują kancelariami, czy znajdujące się w gronie wspólników. Jesteśmy trochę w awangardzie polskiego rynku jako grupa zawodowa, gdzie kompetencje kobiet są doceniane.