Epidemia Covid-19, która zbiera śmiertelne żniwo głównie wśród osób starszych, a jednocześnie spowodowała spadek liczby urodzeń, może mieć zauważalny wpływ na sytuację demograficzną w Polsce. Nie zmieni jednak tego, że w najbliższych dekadach będziemy w UE liderem pod względem tempa starzenia się ludności. „Dzisiaj populacja naszego kraju jest stosunkowo młoda – mediana wieku wynosi około 40 lat. Wśród państw UE są tylko cztery, w których jest ona niższa. Do 2040 r. mediana wieku w Polsce wzrośnie jednak o ponad 10 lat. W żadnym innym państwie UE wzrost ten nie będzie tak duży. W 2040 r. Polska znajdzie się w wąskim gronie 11 państw świata, w których mediana wieku będzie wyższa niż 50 lat" – pisali w 2019 r. analitycy z Instytutu Badań Strukturalnych, opierając się na prognozach ONZ i KE. Według tego scenariusza za 40 lat Polaków w wieku poprodukcyjnym (powyżej 65 lat) będzie o 30 proc. mniej niż osób w wieku produkcyjnym (od 15 do 64 lat), podczas gdy dziś jest ich o niemal 80 proc. mniej.
Te zmiany będą skutkowały licznymi problemami w systemie emerytalnym. Rosła będzie grupa osób, które spełniają warunki do uzyskania emerytury minimalnej, ale nie odprowadziły wystarczającej sumy składek. Te świadczenia będą powodowały deficyt w ZUS, który będzie trzeba uzupełniać z innych źródeł niż składki – przede wszystkim z podatków powszechnych. W przypadku tych osób, które będą otrzymywały emeryturę wyższą od minimalnej, istotnie spadnie tzw. stopa zastąpienia, czyli stosunek wysokości emerytury do ostatniego wynagrodzenia. Według prognoz KE, przy założeniu utrzymania wieku emerytalnego na obecnym poziomie, stopa zastąpienia dla wszystkich emerytów zmaleje z około 60 proc. obecnie do około 28 proc. w 2040 r.
Rzadka jednomyślność
Jedną z propozycji, które miałyby te problemy złagodzić, są tzw. emerytury obywatelskie, których zwolennikiem od lat jest m.in. Jarosław Gowin, obecnie wicepremier i minister rozwoju, pracy i technologii. W przeszłości przychylnie o tej koncepcji, zakładającej wypłacanie wszystkim emerytom jednakowego świadczenia, wypowiadał się też premier Mateusz Morawiecki. – Taka rewolucja byłaby ogromnym błędem na wielu poziomach – przestrzegała niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" prof. Joanna Tyrowicz, ekonomistka z Wydziału Zarządzania UW i ośrodka analitycznego GRAPE. Jak się okazuje, tę ocenę podziela zdecydowana większość uczestników panelu ekonomistów „Parkietu" i „Rzeczpospolitej".
Z tezą, że dobrą odpowiedzią na wyzwania związane ze starzeniem się ludności byłoby zastąpienie obecnego systemu emerytalnego, różnicującego świadczenia w zależności od odprowadzonych składek, systemem zapewniającym równe świadczenia dla wszystkich emerytów i opartym wyłącznie na podatkach powszechnych, zgodziło się (w tym zdecydowanie) siedmioro spośród 41 (czyli 17 proc.) ankietowanych przez nas ekonomistów. Przeciw tej koncepcji opowiedziało się (w tym zdecydowanie) 34 uczestników naszej sondy (83 proc.). W żadnej innej sprawie, o którą pytaliśmy wcześniej ekonomistów – a łącznie zadaliśmy 15 pytań w czterech blokach tematycznych – nie panowała wśród nich taka jednomyślność.
– Podatkowe finansowanie emerytur, co dumnie określa się mianem „emerytur obywatelskich", jest rozwiązaniem niczego niepoprawiającym, narażonym na ciągły brak środków, jeśli formalnie lub domyślnie pojawi się jakiś poziom wymaganej stopy zastąpienia. Ponadto system podatkowy rujnuje wszelkie zachęty do dłuższej aktywności na rynku pracy – tłumaczy swój sprzeciw prof. Marek Góra ze Szkoły Głównej Handlowej, współautor reformy z 1999 r., która dała początek obecnemu systemowi emerytalnemu. Jak przekonuje, ewentualnych deficytów w ZUS nie będzie tworzył system emerytalny, tylko inne systemy, którymi ta instytucja zarządza, np. rentowy, oraz decyzje polityczne dotyczące np. poziomu emerytur minimalnych (do których dopłaty finansowane są z budżetu państwa).