Około 30 związków zawodowych w Poczcie Polskiej (PP) domaga się podwyżki. Jak się dowiedzieliśmy, do żądań dołączył właśnie drugi pod względem liczby członków Związek Zawodowy Pracowników Poczty (ZZPP). Chce on – podobnie jak Solidarność – wzrostu wynagrodzeń zasadniczych dla pracowników PP objętych Zakładowym Układem Zbiorowym Pracy o 1 tys. zł brutto na etat. I to już od października. Spełnienie takich postulatów oznaczałoby dla operatora wzrost rocznych kosztów o ok. 600 mln zł. Tymczasem od początku br. państwowa spółka generuje straty (2022 r. także zakończyła na minusie).
Związkowcy, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że zdają sobie sprawę z niezwykle trudnej sytuacji finansowej firmy, ale nie zamierzają odpuszczać. Wskazują, że dziś 70 proc. z ponad 60 tys. pracowników Poczty zarabia pensję minimalną. Stąd Wolny Związek Zawodowy Pracowników Poczty (WZZPP) zwrócił się do zarządu PP o natychmiastowe ustalenie najniższego wynagrodzenia w firmie powyżej ustawowego minimum, a także o waloryzację wynagrodzeń (do 31 marca każdego roku) o poziom inflacji za poprzedni rok (nie mniejszą niż 5 proc.). Rozmowy zakończyły się jednak szybko, podpisaniem protokołu rozbieżności. Państwowy operator nie ukrywa, iż nie ma pieniędzy na podwyżki. Związkowcy stawiają jednak sprawę na ostrzu noża. „Niespełnienie naszego żądania w terminie 14 dni będzie równoznaczne z wejściem Związku w spór zbiorowy z pracodawcą” – czytamy w oświadczeniu ZZPP.
Sławomir Redmer, przewodniczący ZZPP, nie owija w bawełnę i grozi nawet strajkiem. Straszy nim również Piotr Saugut, szef NSZZ Listonoszy PP (jeden z przedstawicieli Wspólnej Reprezentacji Związkowej, zrzeszającej aż 26 organizacji). Do spółki kierowanej przez Krzysztofa Falkowskiego wszedł już mediator, ale rozmowy nie przyniosły skutku. – Daliśmy czas pracodawcy do końca tygodnia – mówi Piotr Moniuszko, przewodniczący WZZP.
Jego zdaniem, jeśli nie uda się porozumieć z zarządem, możliwe są dwa scenariusze: referendum strajkowe lub arbitraż. I wiele wskazuje na to, że trudno będzie się stronom dogadać. PP – mówiąc stanowcze „nie” pracownikom z najniższym wynagrodzeniem – jednocześnie zamierza wypłacić bowiem kadrze menedżerskiej premie za realizację... 60 proc. zadań. W centrali dowiedzieliśmy się, że dyrektorom i ich zastępcom przysługują tego typu świadczenia, o ile zrealizują wyznaczone cele właśnie na co najmniej takim poziomie. W ub.r. kosztowało to firmę 3,8 mln zł. Ile menedżerowie dostaną w br.? W centrali PP nie podają.
– Wszystkie zobowiązania spółki były, są i będą regulowane terminowo. Świadczenia pieniężne wypłacane są pracownikom zgodnie z zasadami zapisanymi w obowiązujących od lat w spółce aktach prawnych. W br. członkowie zarządu nie otrzymali żadnego dodatkowego wynagrodzenia – usłyszeliśmy jedynie w biurze prasowym państwowej firmy.