Z danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego wynika, że w tym czasie konsumpcja sześciu podstawowych rodzajów paliw wyniosła ponad 32,4 mln m sześc., co oznaczało wzrost o 11 proc. w stosunku do 2016 r. Najmocniej, bo aż o 22 proc., zwyżkowało zużycie paliwa lotniczego i o 15 proc. oleju napędowego. W pierwszym przypadku to efekt systematycznie rosnącego ruchu pasażerskiego, a w drugim skutecznej walki państwa z szarą strefą i wzrostu gospodarczego w Polsce. Tradycyjnie już spadła za to konsumpcja lekkiego i ciężkiego oleju opałowego.
Popyt zaspokajały głównie krajowe rafinerie Orlenu i Lotosu. W ubiegłym roku wyprodukowały niespełna 25,4 mln m sześc. paliw. To prawie tyle samo co w 2016 r. W tej sytuacji wzrost krajowego zapotrzebowania musiał być zaspokojony poprzez import. Firmy zwiększyły ilość przywożonego z zagranicy oleju napędowego aż o 43 proc., a benzyn o 32 proc. Najwięcej diesla sprowadziliśmy z Rosji, Niemiec, Litwy i Białorusi. Duży popyt na paliwa w Polsce spowodował za to spadek eksportu. Polskie rafinerie na rynki zagraniczne wysyłały głównie ciężki olej opałowy.
POPiHN wyliczył, że na koniec 2017 r. działało w Polsce ponad 6,6 tys. stacji paliw. To o około 0,2 tys. mniej niż rok wcześniej. Spadek liczby tych obiektów zanotowano zwłaszcza wśród operatorów niezależnych. Krajowe i zagraniczne koncerny co do zasady powiększały liczbę stacji. POPiHN szacuje, że w tym roku polski rynek paliw znowu wzrośnie. W scenariuszu bazowym założono systematyczny wzrost popytu do 2025 r. do poziomu 36–37 mln m sześc.