Argentyńczyk klaszcze, zakłada tradycyjny strój i uderza w bęben. Przemierza pustynię. Wspina się na zielone szczyty. Zachęca, żebyśmy odkryli nową stronę przygody i kultury, przemierzając kraj i poznając jego dziedzictwo. Najwyraźniej miał silną potrzebę, żeby oddać twarz kolejnej opresyjnej monarchii, skoro jego pensję w Paris-Saint Germain finansują Katarczycy.
– To nie jest jego pierwszy raz w naszym królestwie i na pewno nie ostatni – chełpił się po podpisaniu kontraktu saudyjski minister turystyki Ahmed al-Khateeb. Messi odwiedził wówczas jego kraj w towarzystwie rodaka, też piłkarza, Leandro Paredesa, a później pochwalił się zdjęciem, na którym zrelaksowany ogląda wschód słońca z jachtu. Oznaczył je hasłem #VisitSaudi.
Schylił się po petrodolary, choć wiadomo, że nie musiał. Messi tylko w 2022 roku miał zarobić 122 mln dolarów – więcej w świecie sportu zgarnął przez 12 miesięcy tylko koszykarz NBA LeBron James. Saudyjczycy wodzili go pewnie na pokuszenie bajońskimi sumami, skoro mówimy o siedmiokrotnym zdobywcy Złotej Piłki, który wniósł do spółki nie tylko nazwisko, ale także 430 mln obserwujących na Instagramie.
„Daily Telegraph” informował, że Cristiano Ronaldo za rolę ambasadora saudyjskiej turystyki miał dostawać rocznie 5,5 mln dolarów, ale ofertę odrzucił. Źródła branżowego portalu „The Athletic” donoszą, że Messi może zarabiać nawet pięć razy tyle. To znacznie więcej niż za promowanie Kataru kasuje David Beckham. Roczna pensja Brytyjczyka ma być zbliżona do tej oferowanej Ronaldo.
To dopiero początek
Właśnie Katarczycy, którzy postanowili wzmacniać wizerunek także poprzez sport, byli zapewne inspiracją dla Saudyjczyków. Mohammed bin Salman wymarzył sobie rolę mecenasa, aby Zachód zapomniał o istocie łamiącej prawa człowieka monarchii, która prowadzi wojnę w Jemenie i – prawdopodobnie na zlecenie księcia – poćwiartowała opozycyjnego dziennikarza.