Dochody rosną, choć polska liga zajmuje miejsce pod koniec trzeciej dziesiątki rankingu UEFA, między Węgrami i Kazachstanem. Wyżej w poprzednim sezonie znalazły się m.in. Szwecja, Mołdawia oraz Izrael, a niewiele niżej – Azerbejdżan. Międzynarodowa rywalizacja od lat boleśnie weryfikuje zespoły Ekstraklasy, choć co roku wydaje się, że za chwilę będzie lepiej.
Kluby, które zakwalifikowały się do występów w europejskich pucharach, dostają na koniec rozgrywek nawet specjalną premię. Właśnie dlatego zestawienie wypłat za ostatni sezon to odbicie ligowej tabeli, choć miejsce nie jest jedynym składnikiem wpływającym na wysokość przelewu.
Władze ligi jeszcze nigdy nie dzieliły tak obfitego tortu jak tego lata, bo co roku rośnie wartość kontraktów zawieranych przez spółkę. – To kolejny sezon, w którym zwiększyliśmy pulę wypłat dla klubów. Jej trzon stanowią kontrakty z głównymi nadawcami telewizyjnymi i partnerami marketingowymi, ale w trakcie sezonu pracujemy też nad tym, żeby do tych środków móc dodać coś więcej – wyjaśnia prezes zarządu Ekstraklasy SA Marcin Animucki.
Kreatywność jest wskazana, bo choć pieniędzy do podziału jest rekordowo dużo, to – wraz z powiększeniem ligi z szesnastu do osiemnastu drużyn – udziały zmalały. Było to kością niezgody, kiedy dwa lata temu rada nadzorcza przedłużyła o dwa sezony kontrakt z Canal+ i Telewizją Polską.
Działacze minimalizowali ryzyko, bo pandemia odbiła się na kondycji rynku reklamowego, lekceważąc jednocześnie możliwości wykreowane przez nowe technologie, zwłaszcza rosnące wpływy platform streamingowych. Dziś władze Ekstraklasy SA chwalą się, że podwoiły dochody ligowej spółki w ciągu dekady, ale niektórzy uważają, że zyski mogły być jeszcze większe. Automatycznemu przedłużaniu umowy z nadawcą sprzeciwiała się przed dwoma laty zwłaszcza Wisła Kraków.