Jednym z głównych błędów popełnionych przez Rosję podczas inwazji na Ukrainę było totalne zaniedbanie kwestii przygotowania uzasadnienia propagandowego dla ataku. Gdy rosyjski prezydent Władimir Putin ogłaszał „specjalną operację wojskową", tłumaczył, że jej celem jest „demilitaryzacja" i „denazyfikacja" Ukrainy. Snuł opowiastki o straszliwych „nazistach", będących śmiertelnym zagrożeniem dla Rosji. Było to tak chaotyczne, że opozycjonista Aleksiej Nawalny porównał go do pijanego wujka snującego na rodzinnej imprezie dziwaczne wizje geopolityczne. Rosja uzasadniała wojnę też „koniecznością obrony" samozwańczych republik w Doniecku i Ługańsku przed ostrzałem z terenów kontrolowanych przez Ukrainę. Później okrasiła tę narrację opowiastkami o tym, że Amerykanie produkowali broń biologiczną w ukraińskich laboratoriach i że w Czarnobylu montowano „brudną bombę" atomową. Taka narracja mogła zyskać na świecie uznanie jedynie najbardziej zwariowanych zwolenników teorii spiskowych, ale nie była w stanie przekonać światowej opinii publicznej. Stąd tak ostra reakcja świata na rosyjską agresję, przejawiająca się m.in. sankcjami i ucieczką zachodnich korporacji z Rosji.
Uzasadnienia wojny nie powinno się mylić z jej powodem. A ten pozostaje na razie zagadką. Sama Ukraina nie stanowiła przecież dla Rosji zagrożenia uzasadniającego agresję. Putin zdecydował się też na inwazję, pomimo licznych czynników, które przemawiały przeciwko niej. Niektórzy analitycy twierdzą wręcz, że 69-letni rosyjski przywódca oszalał lub dostał demencji. Są jednak też tacy eksperci, którzy już od kilku lat przekonywali, że Putin szykuje dużą wojnę w Europie Środkowo-Wschodniej i że konflikt ten będzie ściśle związany z rosyjską polityką energetyczną.
Układanka z rur
Krzysztof Wojczal, polski niezależny analityk, pisał na swoim blogu we wrześniu 2019 r., że „do 2022 roku Rosja wywoła wojnę w Europie lub na Bliskim Wschodzie". Przekonywał wówczas, że Putin będzie dążył do wojny, by zastraszyć Europę i uniknąć scenariusza, w którym doszłoby do znacznego ograniczenia przez Europejczyków zakupów rosyjskiego gazu. Rok 2022 miał być dla Rosji ostatnim możliwym momentem na takie działania. W październiku 2022 r. miała się bowiem zakończyć polsko-rosyjska umowa o dostawach gazu poprzez gazociąg jamalski. PGNiG już od dawna sygnalizowała, że nie zamierza zawierać nowego kontraktu długoterminowego z Gazpromem. Na październik 2022 r. planowano również uruchomienie gazociągu Blatic Pipe. Polska mogłaby się więc nie tylko całkowicie uniezależnić od rosyjskiego gazu, ale też mogłaby w razie potrzeby blokować jego przepływ gazociągiem jamalskim do Europy Zachodniej. Rosję bardzo niepokoiły też działania Ukrainy, mające na celu zwiększenie krajowej produkcji gazu oraz jego importu spoza Rosji.
„Z punktu widzenia Moskwy, istnieje spore zagrożenie, iż od 2022 roku europejski gazowy rynek zbytu może nie być już tak chłonny jak dotychczas. Jeśli Niemcy ograniczą import rosyjskiego gazu (dzięki m.in. terminalowi LNG), a Wielka Brytania, Ukraina i Polska zrezygnują z odbioru tegoż surowca, to straty budżetowe w Rosji mogą się okazać bardzo bolesne. Zwłaszcza gdy za pośrednictwem Polski, norweski i amerykański gaz będzie płynąć do innych państw Europy Środkowo-Wschodniej" – pisał Wojczal.