Na rynku jest wiele interesujących okazji

Rozmowa z Vikramem Panditem, prezesem Citigroup - rozmawia Jakub Kurasz

Aktualizacja: 18.02.2017 11:29 Publikacja: 31.05.2012 03:11

Na rynku jest wiele interesujących okazji

Foto: Bloomberg

Jak oceniłby pan ostatnią ofertę akcji Facebooka? Czy kupił pan może papiery?

Temu debiutowi towarzyszyło wiele rynkowych oczekiwań. A nie wiemy, co jeszcze pokaże nam Facebook w przyszłości.

Dziś blisko 900 milionów ludzi na świecie korzysta z tego serwisu społecznościowego. Poza jego zasięgiem pozostaje tylko 6,1 miliarda.

Czy nie rozczarowały Pana wyniki Facebooka w pierwszych dniach notowań na nowojorskiej giełdzie?

Historia realizowanych przez nas ofert publicznych, w tym ofert największych firm technologicznych dowodzi, że potrzebują one czasu, aby dojrzeć. Ważniejsze jest to, co stanie się później i kim są ich długoterminowi właściciele. Mocno wierzę, że kurs akcji osiągnie właściwy poziom i że spółka będzie się rozwijać. Te akcje powinny dobrze sobie radzić.

A czy przypadkiem oferta Facebooka to nie początek kolejnej bańki internetowej? Wielu analityków uważa, że ten proces się właśnie zaczął, zwłaszcza biorąc pod uwagę astronomiczną wycenę spółki...

Warto przypomnieć specyfikę pierwszej bańki internetowej (ang. „internet bubble"), która „pękła" w 1995 roku. Pamiętam, że wtedy zajmowałem się ofertą publiczną przeglądarki Netscape. To był prawdziwy początek ery Internetu. Co się zmieniło? Teraz istnieją już pewne modele biznesowe przydatne w procesie założenia firmy. Obecne inwestycje nie muszą być zakrojone na tak dużą skalę; mogą być mniejsze dzięki bardziej równomiernemu dostępowi do zasobów i technologii. Zaszło wiele zmian, dzięki którym łatwiej założyć własną firmę. Co ciekawe, tak samo jak wtedy, gdy tylko pojawi się jakiś interesujący obszar, pojawia się wiele firm zainteresowanych nową niszą. Obecne modele biznesowe, o wiele lepsze od poprzednich, skłaniają jednak do wniosku, że dzisiejsza sytuacja różni się od tej z lat '90. Nie zmieniła się za to duża konkurencja, jaka panuje na rynku nowych technologii i Internetu.

Jak widzi Pan przyszłość Ameryki? Czy zapowiada się ona pod znakiem np. Facebooka, czy może firm wydobywczych działających w branży gazu łupkowego?

Ameryka będzie jednym i drugim. Ameryka w ciągu najbliższych dziesięciu lat może być eksporterem netto energii i ropy naftowej. Jeszcze ważniejszy jest fakt, że – biorąc pod uwagę rozmiary dostępnych zasobów - może to doprowadzić do rozkwitu nowych branż produkcyjnych.

Przy takim scenariuszu prawdopodobna jest kolejna fala wzrostu w Stanach Zjednoczonych, która przyniesie nowe miejsca pracy, tak potrzebne dziś w USA, przy wciąż wysokich obecnie wskaźnikach bezrobocia.

Czy ewentualne wyjście Grecji z eurolandu wpłynie na sektor bankowy w Europie i USA?

Wciąż aktualne jest zasadnicze pytanie, czy Grecy chcą wyjść ze strefy euro, czy nie. Nie sądzę, żebyśmy dowiedzieli się tego w trakcie kolejnych dni. To raczej kwestia czterech -sześciu tygodni. Razem Europa jest silniejsza. Mniej obawiamy się o techniczne aspekty sytuacji w Grecji, choć niektóre banki i inne instytucje w Europie ją odczują. Bardziej martwią skutki psychologiczne, które niesie wyjście tego kraju z Unii Europejskiej i unii monetarnej.

A co to oznacza?

Rynki będą musiały mieć pewność, że wyjście Grecji nie oznacza, że inne kraje nie będą mogły tego zrobić. Więc wpływ potencjalnych wydarzeń w Grecji zależy od psychologicznych nastrojów na rynkach, a niekoniecznie od racjonalnych przesłanek.

Czy Grecja będzie jedynym krajem, który będzie miał okazję wyjścia ze strefy euro? Czy też dołączą do niej Hiszpania i Włochy?

Wciąż wierzymy, że Unia Europejska, której walutą jest euro i która realizuje właściwą politykę gospodarczą, to najlepsza sytuacja i najwłaściwsze rozwiązanie dla odżywającej, zliberalizowanej Europy. Rozumiemy, że zdarzają się trudności, przez które trzeba przejść, więc w dalszym ciągu mamy nadzieję, że euro pozostanie silne i że wciąż będzie światową walutą, od której nie będzie odwrotu. Trzymamy się poglądu, że strefa euro się nie rozpadnie i to jest nasze stanowisko.

Ale na pewno Pan wie, że kilka dużych funduszy hedgingowych uważa, że nie tylko Grecja, ale i inne kraje będą musiały opuścić strefę euro. To zapewne one naciskają na rynki, stawiając na taki scenariusz, stąd wzrosty rentowności obligacji krajów europejskich i przecena akcji....

Fundusze hedgingowe po prostu robią to, co do nich należy. Na tym polega ten rodzaj zarządzania pieniędzmi stosowany na świecie. Czy to jest dobre, czy złe, to inna kwestia. Musimy pogodzić się z faktem, że rynki mają własne zdanie. Moim zdaniem, należy raczej spytać czy nadzór i politycy są w stanie nadążyć za tym, co konieczne, aby utrzymać właściwy kierunek euro, i złożyć odpowiednie zapewnienia stawiające rynki z powrotem na nogi.

A co ze Stanami Zjednoczonymi? Czy istnieje ryzyko, że Stany Zjednoczone także wkrótce staną w obliczu kryzysu fiskalnego?

No cóż, myślę, że pierwszą rzeczą, którą trzeba wziąć pod uwagę, bez względu na kraj, jest to, jaki jest wskaźnik lewarowania w tym kraju, jak wygląda jego poziom wśród instytucji finansowych, konsumentów, korporacji i państwa. Jeśli spojrzeć na Stany Zjednoczone w ciągu ostatnich trzech lat, to okaże się, że instytucje finansowe znacznie zmniejszyły swoje zadłużenie, korporacje nie tylko zmniejszyły „dźwignię", ale mają bardzo dużo gotówki, nawet konsumenci w Stanach Zjednoczonych zmniejszyli swoje zadłużenie, natomiast dług publiczny gwałtownie się zwiększył. Kolejność wydarzeń podczas kryzysu jest następująca: w pierwszym etapie zmniejsza się zadłużenie w sektorze prywatnym, a zadłużenie państwowe rośnie, w następnym etapie zadłużenie państwowe musi się zmniejszyć. Teraz właśnie jesteśmy na tym drugim etapie. Mogę odpowiedzieć na pytanie, czy firmy w Stanach Zjednoczonych i politycy w Stanach Zjednoczonych rozumieją konieczność opanowania wzrostu deficytu i zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Zdecydowanie tak. Pozostaje jeszcze podjęcie decyzji, jak zrobić to najlepiej.

Kiedy zakończy się kryzys na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych? Dla wielu jest to wciąż główne źródło złej sytuacji na międzynarodowych rynkach.

Nie można już mówić o jednym kryzysie w całych Stanach Zjednoczonych. Tak było kilka lat temu, kiedy spadały wszystkie ceny. Dzisiaj jest wiele różnic. W niektórych rejonach sytuacja jest lepsza niż w innych. W dużych miastach sytuacja jest lepsza na rynku nieruchomości komercyjnych czy nieruchomości mieszkaniowych. W niektórych częściach Stanów Zjednoczonych, takich jak Arizona czy Nevada przeszacowano jednak zapotrzebowanie na nieruchomości i teraz mają nadpodaż. Pozytywem jest to, że nie mamy już do czynienia z rynkiem homogenicznym, lecz że następuje zróżnicowanie i fragmentacja pod wpływem aktywności gospodarczej. Po drugie, uważam, że niska stopa oprocentowania kredytów hipotecznych jest pod tym względem korzystna. Jest korzystna dla całego sektora, we wszystkich regionach. Jeszcze nigdy ceny domów nie były dla kupujących tak przystępne i to jest dobre. Jeśli przyjrzeć się wydatkom na zakup towarów konsumpcyjnych, zwłaszcza produktów dla domu, takich jak umywalki czy krany, to okaże się, że także się zwiększają. A więc są oznaki, że najniższy poziom rynku nieruchomości jest już za nami. Z drugiej strony, myślę, że trzeba jeszcze trzech, czterech lat, aby powiedzieć, że kryzys na rynku nieruchomości mamy już za sobą.

A kryzys finansowy? Dwa, trzy lata i po wszystkim?

Jeśli mówimy o Stanach Zjednoczonych, to myślę, że kryzys finansowy już jest za nami, natomiast kryzys na rynku nieruchomości jeszcze trwa. W przypadku dużych banków amerykańskich, spośród których wiele posiada duże portfele kredytów hipotecznych i jest silnie zaangażowanych w krajowe nieruchomości, sytuacja zmieni się dopiero po zakończeniu kryzysu na tym rynku. Stabilność to, co innego i myślę, że zbliżamy się do tego momentu. Ale żeby można było powiedzieć, że kryzys mamy już całkowicie za sobą, to sytuacja na rynku nieruchomości musiałaby być znacznie lepsza niż obecnie. Możemy uważać, że sytuacja rozwija się w dobrym kierunku, ale jest wciąż wiele niewiadomych na świecie, a Europa jest tego przykładem.

A co z toksycznymi aktywami? Czy sektor bankowy w Stanach Zjednoczonych jest nadal obciążony wysokim poziomem toksycznych aktywów? To w końcu od Was się wszystko zaczęło...Lehman Brothers , Bear Sterns.

Powiedziałbym, że w ciągu ostatnich trzech-czterech lat wiele się wydarzyło. Po pierwsze, istotnie wzrósł kapitał systemu bankowego USA. Wydaje mi się, że wzrósł on gdzieś z około 4 proc funduszy podstawowych (Tier 1) do 8 proc. - 10 proc. To poważna zmiana. Po drugie, banki zmniejszyły lewarowanie finansowe, co oznacza, że wiele z ich aktywów zostało spłacone. Trzecim elementem jest to, że obecnie problemy na rynku USA są o wiele bardziej skoncentrowane na rynku hipotecznym, a nie innych. Na rynkach korporacyjnych dzieje się dobrze, dobrze się dzieje w nieruchomościach komercyjnych, więc mieszkaniowe kredyty hipoteczne pozostały ostatnim nierozwiązanym problemem. Jednak, najważniejsze jest to, że banki generują wystarczające zyski w wielu różnych miejscach, więc nawet, jeżeli będą nadal traciły na niektórych z tych aktywów, są w stanie pokryć straty.

A co z apetytem na ryzyko? Na przykład JPMorgan przeżywa ogromny kryzys po nadużyciach dealera w Londynie, na Wall Street dzieje się to samo...

Citi wróciło w swojej działalności do źródeł bankowości. Nie znam szczegółowych faktów związanych z tym, co zdarzyło się w JPMorgan. Natomiast znam poziom płynności grupy Citi. Nasze rezerwy wynoszą ponad 400 miliardów dolarów. Prawie w całości zbudowane są z gotówki, rządowych papierów wartościowych, papierów wartościowych agencji USA oraz bardzo niewielkiej kwoty kredytów o jakości inwestycyjnej. To wszystko. Jest to niewielki portfel wartości zagrożonej (VaR) w porównaniu z wartością wszystkiego innego, czym się zajmujemy. To właśnie traktujemy jako rezerwy płynności. To, co zrobiliśmy od czasu kryzysu jako bank, to zupełna zmiana zarządzania ryzykiem i sposób, w jaki zarządzamy aktywami i pasywami jako firma. Opiera się to na ścisłych zasadach, na rodzaju ryzyka, jakie jesteśmy skłonni podjąć w przypadku danego rodzaju kredytów, oraz na czystym dopasowywaniu aktywów i pasywów w czasie. W dużym stopniu ten proces bazuje na konkluzjach z kryzysu, że banki zapomniały o klientach, a skupiły się na sobie. Teraz, wracamy do źródeł filozofii bankowości, gdzie zarabiamy wtedy, gdy zarabiają nasi klienci, i w ten sposób generowane przychody nas interesują.

Czy nadal ufa Pan agencjom takim jak Moody's, czy S&P?

Wiele osób zadaje to pytanie. Oczywiście Unia Europejska ma kategoryczny pogląd na ten temat. Również w amerykańskiej ustawie Dodd-Frank wyraźnie określono, że przy ocenie kredytów, trzeba opierać się jeszcze na jakimś źródle poza agencjami. My traktujemy agencje po prostu jako jeszcze jedną opinię. Jeśli ktoś zapytałby nas o zdanie, od razu powiedzielibyśmy, że to, co mówią agencje nie powinno być traktowane jako doradztwo inwestycyjne, ani też stanowić ostatecznej instancji przy podejmowaniu ważnych decyzji. Inwestorzy kupujący obligacje i krótkoterminowe papiery wartościowe zaczęli prowadzić własne analizy i zaczęli korzystać z różnych innych źródeł informacji, a coraz mniej polegają na ratingach.

Jednak te agencje nadal wywierają ogromny wpływ na rynek, nieprawdaż?

Takie zmiany wymagają czasu. Z drugiej strony, ich ratingi nie są zgodne z rynkowymi cenami kontraktów CDS. Istnieje wiele banków w pewnych częściach świata, które uważają się za lepsze od innych, a ceny CDS wskazują na coś zupełnie innego. Tak więc do pewnego stopnia agencje mogą kształtować sytuację w zakresie, w jakim inwestorzy są uzależnieni od ich zdania, ale naszym zdaniem ich wpływ zmniejsza się z upływem czasu.

Jaki jest pana patent na przyszłość odnośnie Citi?

Mamy trzy linie biznesowe. Pierwsza to bankowość korporacyjna. Druga to usługi powiernicze, zarządzanie środkami pieniężnymi itp. A trzecią stanowi bankowość detaliczna. Nasza strategia zakłada wzrost organiczny i określa jego źródła. Mają nimi być właśnie te obszary. Pierwszym jest dynamicznie rozwijająca się działalność detaliczna na rynkach wschodzących. Nasze jednostki bankowości detalicznej działają w Ameryce Łacińskiej, Europie Wschodniej i innych częściach świata. Dzięki obecności w 24 krajach Ameryki Łacińskiej, 17 w Azji i wielu w Europie Wschodniej, możemy wykorzystać szybki wzrost segmentu detalicznego na rynkach wschodzących jako jedno ze źródeł wzrostu organicznego. Drugim źródłem ma być dalsza globalizacja, która w przyszłości będzie postępować raczej szybciej niż wolniej. Wzrost PKB wymaga międzynarodowej wymiany handlowej, a my uważamy, że ten wzrost będzie postępować najszybciej właśnie na rynkach wschodzących: między Polską a Chinami, Chinami i Brazylią czy Brazylią a Afryką. Będziemy pośredniczyć w tej wymianie, bo Citi działa w ponad 100 krajach na całym świecie. Będzie to, więc drugie źródło naszego wzrostu. A trzecim jest rozwój korporacji ponadnarodowych. W przyszłości przybędzie polskich firm, które zaczną operować w skali ponadnarodowej. Gdy wyruszą na podbój świata, będą potrzebować naszych usług zarządzania środkami pieniężnymi i będą też potrzebować naszego potencjału. Jest jeszcze czwarte źródło – cyfryzacja.

Czyli?

Jesteśmy teraz na początkowym etapie zmian w bankowości zapoczątkowanych wprowadzeniem iPada i iPhone'a. Rachunki można przekazywać do realizacji robiąc ich zdjęcie, a może nawet w przyszłości rachunki w ogóle nie będą potrzebne. Z pewnością jest to wzrostowy obszar. Może to również doprowadzić do jednoczesnych zmian struktury naszej branży. Są to cztery ważne trendy i zamierzamy wykorzystać je wszystkie, tu w Polsce, lecz również na całym świecie.

Jak wyglądają Pańskie plany odnośnie Polski? Przejęcie czy może wzrost organiczny?

Jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy. Ujmę to tak: jesteśmy największym akcjonariuszem Handlowego, który jednak jest niezależną spółką i dlatego musi decydować samodzielnie, co chce robić. Z przekazanych nam informacji wynika, że jego strategia nie odbiega od naszej, w Citi, czyli też zakłada wzrost organiczny. Handlowy skupia się na klientach korporacyjnych, a tak przy okazji Polska jest teraz obiektem zainteresowań przedsiębiorców ze wszystkich krajów wschodzących, którzy naprawdę cenią tutejszych pracowników. Drugim obszarem rozwoju są małe i średnie przedsiębiorstwa, a w Polsce jest ich mnóstwo, i z czasem wiele z nich rośnie. Jest jeszcze strategia dla bankowości detalicznej, która zakłada kontynuację działań w pożądanych segmentach klientów, którym mamy wiele do zaoferowania. Widać, więc, że wszystko to, co usłyszałem od prezesa Citi Handlowy wskazuje na wzrost organiczny. Uważam, że obecnie to właściwy kierunek.

Nie ma, więc żadnych planów sprzedaży ani wzmocnienia poprzez przejęcia Citi Handlowego?

Biorąc pod uwagę naszą silną pozycję, spodziewałem się raczej pytania, czy to Citi Handlowy będzie przejmował inne banki. Planujemy wzrost organiczny. Postawię sprawę jasno – nie planujemy sprzedaży Citi Handlowego, nawet się nad tym nie zastanawiamy, ponieważ dla nas, głównego akcjonariusza, jest to ważna i rentowna firma. Jesteśmy zachwyceni ich osiągnięciami na przestrzeni ostatnich lat. Przyjrzyjmy się bliżej naszej pozycji. Przykładowo, jesteśmy liderem kart kredytowych w Polsce, numerem jeden na rynku operacji walutowych w tym kraju, i numerem jeden wśród banków obsługujących korporacje międzynarodowe działających w Polsce. Moglibyśmy wzmocnić się w kilku innych obszarach, lecz wiem, że Sławomir Sikora, Prezes Citi Handlowy, i jego zespół już nad tym pracują. Citi wysoko ceni potencjał i umiejętności polskich pracowników. Doceniliśmy już wysoki poziom usług z obszaru Operacji i Technologii – Polska od dawna jest głównym dostawcą w tym zakresie dla całego regionu. Obecnie, usługi te docierają do 57 krajów w Europie, Azji, Afryce, obydwu Amerykach i w Australii i są świadczone w ponad 24 językach. Dlatego, planujemy stworzyć dodatkowych 500 nowych miejsc pracy w istniejących już jednostkach Centre of Excellence w Polsce.

Co w obecnej sytuacji poradziłby Pan inwestorom i klientom banków? Czy to dobry moment na kupno akcji?

Pytał mnie Pan o dalsze losy Europy i o deficyt budżetowy w USA. Niektórzy pytają też, jak będą się dalej rozwijać rynki wschodzące. Ponadto wciąż czekamy na nowe regulacje i odpowiedź na pytania, czy europejski system bankowy ma odpowiednią wielkość, czy też może zbyt duży. Padają pytania, co dalej na Bliskim Wschodzie, a jeśli dojdzie do dalszych wstrząsów – ile będzie kosztować ropa? I wreszcie w tym roku, jak policzyliśmy, w polityce czekają nas 32 istotne kampanie wyborcze w różnych zakątkach świata. Jeśli zebrać to wszystko razem, widać wyraźnie, że czeka nas wiele niepewności. Rozumiem inwestorów mówiących: „Mój Boże, tyle zmian, lepiej inwestować bezpiecznie i bliżej domu". I to właśnie ten przekaz rynki wysyłają nam na wiele sposobów. I to właśnie obserwujemy, przez co rynki akcji zachowują się tak, a nie inaczej. Jeżeli ktoś miałby jakiekolwiek powody, by sądzić, że niektóre z tych niepewności wywołają taki lub inny skutek, powiedziałbym mu również, że dzisiejsze wartości nie przypominają tych, które obserwowaliśmy przez długi czas.

A więc?

Jeśli ma się odwagę i hart ducha lub, co równie ważne, powody, by zakładać, że niektóre z tych czynników niepewności wywołają taki lub inny skutek, to właśnie dziś można znaleźć na rynku wiele bardzo interesujących okazji.

Niektórzy analitycy twierdzą, że jedynym powodem, dla którego banki amerykańskie są, jak się wydaje, w lepszej kondycji niż banki europejskie, jest polityka amerykańskiego banku rezerw federalnych (FED). Czy zgadza się Pan, że dobrą obecnie kondycję banków amerykańskich zawdzięczamy głownie polityce FED, czyli drukowaniu dodatkowych miliardów dolarów i wprowadzaniu ich na rynek finansowy?

Sytuacja systemu bankowego w każdym kraju jest mocno skorelowana z PKB i wynikami gospodarczymi. Ten czynnik jest najlepszym wskaźnikiem rentowności i dobrej kondycji systemu bankowego. W jakimś stopniu polityka monetarna Stanów Zjednoczonych i działania podejmowane przez FED miały dodatni wpływ na gospodarkę, a więc także na giełdę, w jakimś stopniu ważne było niskie oprocentowanie kredytów hipotecznych. Jest to korzystne dla gospodarki, dla banków. To nie ulega wątpliwości. Mogę powiedzieć, że niska stopa oprocentowania i zerowa stopa oprocentowania nie tworzą warunków, w których banki mogą dużo zarabiać. Czy istnieją więc banki, które chciałyby, aby stopa oprocentowania wzrosła, bo wtedy mogłyby one zacząć zarabiać większą marżę na depozytach? Tak, istnieją takie banki. Z drugiej strony, zawsze traktowaliśmy FED jako instytucję niezależną, która realizuje swoją misję, polegającą na zapewnieniu stabilności finansowej, ale także wzrostu gospodarczego i stabilności. Nasz pogląd na obecne działania FED jest taki, że FED realizuje politykę stymulowania wzrostu gospodarczego w sytuacji, gdy bezrobocie jest wciąż bardzo wysokie. W Stanach Zjednoczonych istnieją znaczne nadwyżki mocy produkcyjnych. I widzimy, że niska stopa oprocentowania w takim momencie ma dodatni wpływ na gospodarkę. I dopóki tak będzie się działo, polityka się nie zmieni.

A co z Bazyleą III? Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

Istnieją cztery rodzaje przepisów regulacyjnych. Pierwszy dotyczy kapitału. Moim zdaniem w zakresie kapitału stopniowo osiągamy wymagany poziom. Nie wszystko mamy jeszcze prawidłowo skalibrowane, ale z czasem do tego dojdziemy. Drugi dotyczy płynności. W tym zakresie podejmowane jest więcej działań. Trzeci dotyczy sankcji lub likwidacji (recovery/resolution) i stanowi część zarówno ustawy Dodd-Frank, jak i dyrektywy europejskiej, które ogólnie zmierzają do tego, że posiadacze niezabezpieczonych obligacji niepodporządkowanych powinni stać się właścicielami akcji, jeżeli coś złego stanie się z bankiem. Ostatnia część przepisów regulacyjnych dotyczy struktury. Jeżeli przeanalizujemy każdy z rodzajów, to pierwszy przewiduje automatyczny kapitał, a wszyscy możemy powiedzieć, że kapitał nie był na właściwym poziomie w czasie kryzysu. W zakresie płynności i sposobu zarządzania nią myślę, że wszyscy możemy twierdzić, zwłaszcza obecnie, że potrzebna jest właściwa płynność kapitałowa zarządzana we właściwy sposób. W zakresie sanacji i likwidacji chyba wszyscy są zgodni, że trzeba skończyć z instytucjami „zbyt dużymi, aby upaść". Jeżeli chodzi o zagadnienia strukturalne, to od dawna popieramy pogląd, że banki nie powinny spekulować swoim kapitałem. Wszyscy wiemy, że zasady Volkera nie zostały jeszcze sfinalizowane, ale nigdy nie przeszkadzał nam ich cel, czyli oddzielenie transakcji na własny rachunek oraz inwestycji na kapitale od kapitału wykorzystywanego do obsługi klientów. Kiedy wszystkie cztery obszary zbierzemy razem, to uważam, że osiągnięto wielki postęp. Potrzeba jeszcze wielu działań, aby dopracować szczegóły, ale ramy i struktura są dosyć dobre. Ma to jednak taki skutek, że zmieni się koszt kapitału oraz sposób, w jaki banki udzielają kredytów i współpracują z klientami. To tworzy ryzyko, że naszą działalność podejmie ktoś niepodlegający regulacjom bankowym, którego celem będzie ominięcie przepisów. Nazywamy to parabankowością. Wiem, że Rada Stabilności Finansowej oraz inne instytucje bardzo bacznie się temu przyglądają, aby mieć wiedzę na temat systemu i w sposób wyważony zapobiec z jednej strony obchodzeniu przepisów przez instytucje parabankowe, a z drugiej nie dopuścić do korzystania przez banki z luk w systemie. Myślę, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy lub roku jeszcze trochę o tym usłyszymy. Nie chodzi jednak o tworzenie kolejnego problemu, lecz o wdrożenie rozwiązań, które nie zaszkodzą bezpieczeństwu i stabilności systemu, a równocześnie nie zagrożą wolnej konkurencji.

Piąty rok na czele Citigroup

Vikram Shankar Pandit urodził się 14 stycznia 1957 r. w Nagpurze (Indie). W 1977 r. ukończył studia na amerykańskim Columbia University jako... inżynier elektryk. Później kontynuował studia na kierunkach biznesowych i finansowych, był też wykładowcą uniwersyteckim. W 1983 r. rozpoczął pracę w Morgan Stanley jako jeden z pierwszych Hindusów w tym banku. Odszedł z niego w 2005 r., by rok później zostać współzałożycielem funduszu hedgingowego Old Lane LLC. Został on w 2007 r. przejęty przez Citigroup, a Vikram Pandit już w grudniu tego roku został prezesem jednej z największych instytucji finansowych świata. W?I kwartale obecnego roku spółka zarobiła 2,9 mld USD. Aktywa Citigroup wynosiły na koniec marca 2012 r. 1 944 mld USD.

 

Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu