Mówiono o nim, że zarabia, gdy inni tracą. W 2008 r. tłumaczył się nawet z tego przed Kongresem. Dziś traci, gdy inni zarabiają. John Paulson, trzeci najzamożniejszy amerykański inwestor za Warrenem Buffettem i Georgem Sorosem, przeżywa właśnie najgorszy okres w karierze. Niezrażony topniejącym w oczach majątkiem, wyłożył 49 mln USD na posiadłość w Aspen. Może w zimowej stolicy USA łatwiej będzie mu utrzymać nerwy na wodzy i przeczekać, aż rynki zaczną zachowywać się zgodnie z jego prognozami. Bo tych Paulson ani myśli zmieniać. W końcu dawniej ta cierpliwość mu popłacała.
Magnetyzm tajemnicy
W czerwcu, gdy globalny indeks akcyjny MSCI All-Country zyskał 5 proc., odrabiając niemal połowę strat z wiosennej korekty, pod kreską było wszystkich sześć funduszy hedgingowych towarzystwa Paulson & Co. Flagowy Advantage Plus próbujący wykorzystać bankructwa spółek, przejęcia i tym podobne niecodzienne wydarzenia, był aż o 7,9 proc. na minusie, pogłębiając tegoroczną stratę do 16 proc. Stosujący podobną strategię, ale bez wykorzystania dźwigni finansowej, fundusz Advantage jest pod kreską odpowiednio o 5,7 i 12 proc. Najlepiej w czerwcu wypadł skoncentrowany na rynku złota Gold Fund, który stracił zaledwie 0,7 proc., ale za to w całym pierwszym półroczu aż 23 proc. Pozostałe trzy fundusze 56-letniego inwestora w półrocznym horyzoncie wprawdzie zarobiły, ale maksymalnie 4 proc.
To nie są stopy zwrotu na miarę żywej legendy, którą w ostatnich latach stał się Paulson. Ale na tle fatalnego dla niego ub.r. i tak prezentują się nieźle. Wtedy Advantage Plus zanurkował o 51 proc., a ze wszystkich funduszy Paulson & Co. wyparowało łącznie 13,2 mld USD. – Zarówno w ujęciu dolarowym, jak i procentowym, to jedna z największych strat w historii branży hedgingowej – ocenił Bradley Alford, dyrektor inwestycyjny firmy Alpha Capital Management. – To, że John Paulson w ciągu kilku miesięcy może przepołowić oszczędności swoich klientów, po 17 latach wspaniałych osiągnięć, pokazuje, jak duże ryzyko fundusze podejmują, aby wyróżnić się w tłumie ponad 10 tys. innych – dodał.
Większość funduszy, jeśli poniosłyby tak wielkie straty, doświadczałyby masowego odpływu kapitału. Paulsona jak dotąd to nie spotkało. Większość klientów nadal wierzy w jego intuicję. Dla tych, którzy w nią zwątpili, inwestor ma proste przesłanie: – Jeśli ktoś zamierza wchodzić i wychodzić, wchodzić i wychodzić, nie zbierze raczej owoców inwestowania z nami – powiedział pod koniec czerwca w wywiadzie dla „BusinessWeeka", jednym z nielicznych, jakich kiedykolwiek udzielił. W telewizji nie gościł jeszcze nigdy, rzecz niezwykła wśród najsłynniejszych inwestorów. Ale niezgoda na status celebryty, jak sam przyznaje, może mieć efekty odwrotne do zamierzonych, bo tajemniczość Paulsona potęguje zainteresowanie nim mediów.
Słabość do złota
– Naszym celem nie jest wygrywanie z rynkiem cały czas, to niemożliwe. Chcemy wygrywać w dłuższej perspektywie – powiedział „BusinessWeekowi". – Myślę jednak, że wróciliśmy już na tor. Jestem obecnie dość podekscytowany naszym portfelem – dodał szybko. W podobnym tonie utrzymane są jego listy do klientów, w których tłumaczy się z rozczarowujących wyników. Konsekwentnie zapewnia, że 2011 r. był „aberracją", a problemy są przejściowe.