Dariusz Górski, czyli legenda wśród analityków giełdowych

Pytania do... Dariusza Górskiego, najlepszego stratega rynkowego w 2014 r.

Aktualizacja: 06.02.2017 23:33 Publikacja: 12.02.2015 11:00

Dariusz Górski, czyli legenda wśród analityków giełdowych

Foto: GG Parkiet

Wielu osobom praca analityka giełdowego kojarzy się ze ślęczeniem nad bilansami, rachunkami zysków i strat spółek. Czy rzeczywiście tak to wygląda?

Analiza sprawozdań finansowych rzeczywiście zajmuje sporo czasu, bo przecież stąd bierze się wsad do modeli finansowych, które z kolei są podstawą do wyceny, ale praca jest o wiele bardziej urozmaicona i skomplikowana, żeby nie powiedzieć interaktywna. Po pierwsze, na spółkę często trzeba patrzeć w kontekście sektora i trendów w nim panujących. Analitycy często oficjalnie „pokrywają" jedną czy dwie największe spółki z sektora, ale muszą „mieć oko" na to, co dzieje się u konkurencji. Choćby po to, żeby się dowiedzieć, czy nasza spółka nie przemilcza pewnych faktów albo czy trochę nie podkoloryzowuje rzeczywistości. To dodatkowa praca, często dodatkowe modele finansowe, no i dodatkowe prezentacje i spotkania. W sezonie raportowania wyników to czyste szaleństwo. Ponadto, trzeba śledzić informacje sektorowe, czytać różne newslettery, opracowania itd. Niektóre sektory/spółki to już ekspozycja na globalne trendy i zjawiska czy europejskie zmiany regulacyjne. Trzeba po prostu mieć rękę na pulsie. Kursy akcji często błyskawicznie reagują na jakąś wiadomość i o wiele szybciej niż analitycy skwantyfikują potencjalne jej skutki. Rolą analityka jest wtedy przynajmniej ocena kierunku oraz zgrubna ocena skutku finansowego dla spółki i kursu akcji.

Pamięta pan początki swojej pracy jako analityka? Jak rynek wyglądał wtedy, a jak dzisiaj?

Czy ktoś pamięta, że kiedyś wszystkie spółki raportowały miesięczne wyniki? Ja tak. Ich przydatność do prognoz kwartalnych bywała różna, ale to zupełnie inna historia. No i poza tym np. banki miały identyczne formaty raportów i stosowały jednolite zasady rachunkowości. Łezka w oku się kręci. Inna oczywista różnica to liczba notowanych spółek (było ich poniżej 100, gdy zaczynałem) i różnorodność spółek i sektorów. Kiedyś rzeczywiście można się było „doktoryzować" w paru spółkach, a teraz analityk z reguły zajmuje się znacznie większą ich liczbą. Od tego czasu spółki urosły, biznesy stały się bardziej skomplikowane, niektóre stały się międzynarodowymi graczami więc i stopień komplikacji modeli finansowych się zmienił.

Ile czasu spędza pan w pracy?

Za dużo. W naszym zawodzie zawsze jest co robić. Pracoholicy w zasadzie mogliby przeprowadzić się do biura. Weekendów staram się bronić, no i obsesyjnie przestrzegam zasady, że urlop jest po to, żeby go wykorzystywać, a nie zbierać. Ruch to jest to, czego mi potrzeba poza pracą. Trochę biegam, tenis i minimum trzy tygodnie nart w roku. W końcu nazwisko Górski zobowiązuje, prawda?

W ostatnim rankingu analityków wygrał pan kategorię „strategia rynkowa". Jaka jest różnica między pisaniem raportów na temat sektora finansowego i całej strategii?

To jak układanie puzzli z 10 i ze 1000 kawałków.

Czy jest jakiś analityk na naszym rynku, którego ceni pan w szczególności?

Cenię oczywiście kolegów z biura... W zasadzie jesteśmy już trochę jak stare małżeństwo, ale mimo to jeszcze potrafią mnie zaskoczyć. Z konkurencji bankowej, bo tę, siłą rzeczy, znam najlepiej...  Iza Rokicka jest bardzo dociekliwa i nieustępliwa. Marcin Jabłczyński często potrafi znaleźć ciekawy kontekst i jest zajmującym rozmówcą. Andrzej Powierża jest bardzo pracowity, sądząc po liczbie i objętości raportów, które wydaje. Kamil Stolarski nie boi się „niekonsensusowych" pomysłów. Podobnie Piotr Palenik, który często potrafi też wyłowić ciekawy aspekt. No i Marta Jeżewska-Wasilewska, która ma swój styl.

Skoro wygrał pan kategorię strateg rynkowy muszę zapytać o prognozy na 2015 r. Zobaczymy w końcu wzrost na GPW?

Trzymam kciuki jako pracownik domu maklerskiego. A tak serio, to jak już się wypowiadałem na łamach „Parkietu", rok to będzie raczej niełatwy. Wszyscy spodziewaliśmy się większej zmienności w tym roku, ale myślę, że to, co jak dotąd sektor bankowy nam zafundował, przerosło nasze oczekiwania. Ministrowie zadbali też żeby zwiększyć „betę" sektora utilities. Sądzę, że będziemy „zygzakować" do połowy roku w takt cen ropy, kursu CHF/PLN, newsów z Grecji, danych z USA itd. Wtedy powinniśmy mieć trochę większą jasność chociażby czy nasze supermakro wreszcie przełoży się na zyski spółek. No i czy depozyty bankowe oprocentowane na 1 proc. zadowolą depozytariuszy. Dodatkowo, kompozycja polskich indeksów (relatywnie duża waga banków, utilities czy spółek górniczych i niski udział detalu czy sektora przemysłowego, zwłaszcza eksporterów) działa penalizująco. Nasza prognoza WIG30 na koniec roku na poziomie 2750 pkt na razie pozostaje bez zmiany.  Patrząc jak dziarsko DAX mknie do góry jesteśmy coraz bardziej optymistyczni na II połowę roku.

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę