Podczas gdy Europejczycy zastanawiali się, czy wypchnąć Grecję ze strefy euro, w Azji Wschodniej toczyła się gra o dużo większą stawkę. Na przełomie czerwca i lipca w wyniku krachu z chińskich giełd wyparowało ponad 3 bln USD. Pękła rosnąca od wielu miesięcy bańka spekulacyjna na rynku akcji. O ile indeks Shanghai Composite zyskał od początku roku do szczytu z połowy czerwca aż 60 proc., o tyle w ciągu następnych trzech tygodni stracił około 30 proc. Chiński rząd musiał sięgnąć po środki administracyjno-represyjne, by powstrzymać rynkowe załamanie. Za pośrednictwem państwowych banków i podległej regulatorowi agencji wtłoczono na rynek ponad 200 mld USD, wstrzymano przygotowania do blisko 30 ofert publicznych, zablokowano konta 24 instytucjom finansowym podejrzewanym o stosowanie krótkiej sprzedaży i dokonano aresztowań wśród traderów. Tygodnik „Caixin" opisał, jak w ramach powstrzymywania krachu zamknięto w jednym pomieszczeniu, w biurach regulatora, przedstawicieli największych chińskich domów maklerskich i kazano im kupować akcje bez względu na konsekwencje. To częściowo poskutkowało. Shanghai Composite zyskał od dołka z lipca 7 proc., ale tylko podczas sesji z 27 lipca indeks ten tąpnął aż o 8,5 proc. Krach w Chinach od kilku tygodni ciągnie w dół ceny surowców, a to bije rykoszetem w rynki akcji takich surowcowych potęg jak Rosja czy Brazylia. Załamanie w Chinach może również poważnie uderzyć we wzrost gospodarczy w Europie i na świecie.
– W 2010 r. Chiny było odpowiedzialne za 23 proc. światowego wzrostu gospodarczego, ale w 2014 r. było to już 38 proc. A więc wpływ Chin na gospodarkę światową jest dominujący i spowolnienie w Chinach prawdopodobnie bardzo przełoży się na recesję światową od 2016 r. – wskazuje Andrzej Hubert Willmann, polski weteran Wall Street, szef firmy Analitica-Aurum Partners.
– Po raz pierwszy we współczesnej historii globalna recesja może zostać wywołana przez Chiny, a nie przez USA – ostrzega Ruchir Sharma, szef działu rynków wschodzących Morgan Stanley Investment Management.
Warto więc zadać pytanie: kto jest głównym winowajcą tej ewentualnej światowej recesji? Czy tylko kierujący się instynktem stadnym inwestorzy detaliczni, wielkie instytucje finansowe czy też chińskie władze? W ChRL już trwa polowanie na „sprawców", do których zaliczono głównie traderów stosujących krótką sprzedaż i „wrogie siły zewnętrzne". Można jednak usłyszeć również, że na tak upolitycznionym rynku jak chiński krach musiał mieć przyczyny polityczne.
Propaganda sukcesu
Giełdowa gorączka, jaka ogarnęła Chiny pod koniec 2014 r. i w I półroczu 2015 r., wywoływała skojarzenia z amerykańskim boomem sprzed 1929 r. Do spekulacji na rynku akcji brali się nawet buddyjscy mnisi i sprzątaczki. Zdarzało się, że drobni inwestorzy zasięgali opinii ulicznych wróżbitów co do tego, jak będą zachowywały się indeksy. To szaleństwo było podsycane przez rządową propagandę, która zachęcając naród do giełdowej spekulacji, chciała wzbudzić w nim nastrój optymizmu co do sytuacji gospodarczej w kraju.