Kilka instytucji finansowych, m.in. agencja ratingowa Moody's i Goldman Sachs, podwyższyło niedawno prognozy wzrostu polskiego PKB w tym roku do 4,3 proc. Aby taki wynik osiągnąć, w II połowie roku gospodarka musiałaby rosnąć w tempie około 4,6 proc. rok do roku. To prawdopodobne?
Nie jest to niemożliwe. My spodziewamy się, że w II połowie gospodarka będzie się rozwijała w tempie 4,3–4,4 proc. rok do roku, a w efekcie 2017 r. skończy się wzrostem PKB o 4,1 proc. Te prognozy bazują na założeniu, że odbiją się inwestycje publiczne, ale obniży się nieco dynamika konsumpcji.
Jeśli wierzyć wskaźnikom zaufania konsumentów do gospodarki, to w bieżącym kwartale dynamika konsumpcji może być nawet wyższa niż w zaskakująco udanym pod tym względem II kwartale.
Sytuacja na rynku pracy jest bardzo dobra. Zwiększa się zatrudnienie, a wskutek lekkiego spadku inflacji i przyspieszenia wzrostu płac w II kwartale wzrosła też realna dynamika wynagrodzeń. Do tego jest ciągle efekt 500+, bo choć ten program obowiązuje od II kwartału 2016 r., to musiał się najpierw „rozkręcić", a pieniądze z tych świadczeń nie były od razu wydawane. To tłumaczy przyspieszenie wzrostu konsumpcji w II kwartale (do 4,9 proc. rok do roku z 4,7 proc. w I kwartale – red.). Wkrótce wpływ tego programu na roczną dynamikę konsumpcji jednak wygaśnie. Negatywnie na wydatki wpłynąć może też obniżka wieku emerytalnego (wejdzie w życie w październiku – red.). Kilkaset tysięcy osób, które zdecydują się przejść na emeryturę, doświadczy bowiem spadku dochodów.
Odbicie inwestycji, które powoli staje się faktem, skompensuje z nawiązką wolniejszy wzrost konsumpcji?