Początki ekonomii to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że jedne kraje się bogacą, a inne nie. Pani wróciła do tego fundamentalnego pytania w swojej trylogii o burżuazji. Czy to monumentalne dzieło można streścić w kilku zdaniach?
Deirdre McCloskey: Tak. To ludzie są źródłem rozwoju gospodarczego. I nie chodzi tylko o wynalazców, ale też zwykłych ludzi, którzy chcą próbować czegoś nowego, zmieniają pracę na taką, która jest lepiej płatna, próbują coś w swoim życiu poprawić. To jest klucz do gospodarczego sukcesu.
Czy ta koncepcja ma jakieś praktyczne implikacje? Weźmy np. Polskę, która ma za sobą ćwierć wieku szybkiego rozwoju, ale wciąż pod względem PKB per capita nie dogoniła krajów Zachodu. Część ekonomistów uważa, że to się w ogóle nie uda, że utkniemy w tzw. pułapce średniego dochodu. Jak temu zapobiec?
Zatrzymać rozwój, wepchnąć gospodarkę w pułapkę, o której pan mówi, mogą tylko rządy. Gwarancją rozwoju jest pozostawienie ludzi samym sobie, zapewnienie im swobody działania. To jest kluczowa lekcja z historii ostatnich dwóch stuleci. Szybki rozwój gospodarczy rozpoczął się wtedy, gdy na przełomie XVIII i XIX w. w Anglii i Szkocji upadły wcześniejsze hierarchie, rozpowszechniła się koncepcja, że ludzie są wolni i równi wobec prawa. To był początek rewolucji. Wolność doprowadziła do eksplozji kreatywności, innowacyjności. Ta recepta pozostaje aktualna do dziś.
Thomas Piketty w głośnej książce „Kapitał w XXI w." twierdzi, że kapitalizm nieuchronnie prowadzi do wzrostu nierówności majątkowych, a na dłuższą metę doprowadzi to do odrodzenia dawnych hierarchii.