Irlandia, zwana również Zieloną Wyspą, była kiedyś stawiana Polakom za wzór sukcesu gospodarczego. Po wybuchu kryzysu w strefie euro doświadczyła jednak kryzysu bankowego i znalazła się pod kuratelą programu pomocowego UE oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Szybko się jednak podniosła. Korzystając z dobrej koniunktury w globalnym handlu, osiągała wysokie tempo wzrostu gospodarczego. W 2018 r. sięgało ono 8,2 proc. W 2019 r. zwolniło do 5,7 proc., ale wciąż było bardzo wysokie jak na Europę Zachodnią. Oczywiście spora część tego wzrostu to efekty statystyczne związane z tym, że wiele międzynarodowych korporacji traktuje Irlandię jako bezpieczną podatkową przystań w strefie euro. Dane z rynku pracy potwierdzają jednak wyraźnie, że w ostatnich latach doszło w Irlandii do wielkiej poprawy sytuacji gospodarczej. O ile w 2012 r. stopa bezrobocia wynosiła tam 16 proc., o tyle w styczniu 2020 r. sięgała już tylko 4,8 proc. Wzrost płac wynosił w czwartym kwartale przyzwoite 3,5 proc. r./r. A mimo to w niedawnych wyborach parlamentarnych najwięcej głosów zdobyła Sinn Fein – partia spoza irlandzkiego establishmentu politycznego, łącząca lewicowy program z eurosceptycyzmem, a do tego mająca w przeszłości silne związki z antybrytyjskimi terrorystami z Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Sinn Fein zyskała 24,5 proc. głosów, o 10 pkt proc. więcej niż cztery lata wcześniej. Wyprzedziła więc dwie partie centroprawicowe, które na przemian rządziły Irlandią od początku jej niepodległości: Fianna Fail (22,2 proc.) i Fina Gael (20,4 proc.) kierowaną przez dotychczasowego premiera Leo Varadkara. Choć Sinn Fein nie ma samodzielnej większości w parlamencie i bardzo trudno będzie jej stworzyć rząd, to jednak jej sukces powinien bardzo zaniepokoić europejski establishment. Ta partia doświadczyła przecież wielkiego przypływu wyborców głównie z powodu swoich postulatów ekonomicznych. A to pokazuje, że bardzo wielu Irlandczyków nie postrzega swojego kraju jako gospodarczej „Zielonej Wyspy".
Problemy zwykłych ludzi
„Większość z 15 proc. poparcia, które wzrosło partii w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, pochodziło od ludzi, którzy nigdy wcześniej nie głosowali na nią. Poparli ją nie dlatego, że są zainteresowani nacjonalistyczną marką Sinn Fein. Zrobili to natomiast, bo są bardzo zainteresowani jej stanowiskiem w kwestii mieszkalnictwa i ochrony zdrowia. Jak wynika z sondażu exit poll przeprowadzonego wśród jej wyborców, Zjednoczona Irlandia nie znajdowała się wśród przyczyn oddania głosów na tę partię. Kwestia brexitu, mogąca być surogatem tej sprawy, została wskazana jako powód oddania głosu przez 0 proc. wyborców Sinn Fein" – pisze Fintan O'Toole, publicysta „The Irish Times". Jak to się więc mogło stać, że kwestie ekonomiczne zdecydowały o tak wielkim przepływie elektoratu do populistycznej partii w kraju, którego gospodarka radzi sobie dosyć dobrze? Irlandczykom przede wszystkim spodobały się jej propozycje dotyczące powstrzymania wzrostu czynszów. Sinn Fein zaproponowała, że na trzy lata je zamrozi, a także będzie wypłacać co roku wynajmującym po 1,5 tys. euro.
– Fine Gael była u władzy przez dziewięć lat, a skutki ich rządów w mieszkalnictwie mówią same za siebie. Bezdomność wśród dorosłych wzrosła o 79 proc. Oficjalnie mamy 6696 dorosłych w schroniskach. Bezdomność wśród dzieci zwiększyła się aż o 476 proc. – mówił kilka miesięcy temu Eoin O Broin, rzecznik Sinn Fein ds. polityki mieszkaniowej.
„Ludzie mają pracę i często ich posady są dobrze płatne. Ale nie stać ich na zapłatę czynszu. W okresie od 2013 r., czyli od początku ożywienia gospodarki irlandzkiej, realne dochody rozporządzalne w Dublinie wzrosły o 13 proc. Brzmi to wspaniale, ale w tym czasie ceny domów wzrosły o 62 proc., ciągnąc za sobą stawki czynszów. O ile młodzi martwią się o miejsce, w którym mogą mieszkać, o tyle dla ludzi starszych najważniejszą kwestią jest coraz bardziej prywatyzowany system ochrony zdrowia, który leczy ludzi stosownie do ich majątków, a nie potrzeb" – dodaje O'Toole.
„Opieka zdrowotna jest w stanie ciągłego chaosu. Kolejki się wydłużają, wyczerpany personel masowo odchodzi oraz są niebezpiecznie duże braki w ratownictwie medycznym. Każdego dnia setki ludzi całym godzinami czekają na przyjęcie na naszych oddziałach ratunkowych i wypadkowych" – czytamy w programie Sinn Fein. Partia zaproponowała więc zastąpienie obecnego mieszanego systemu opieki zdrowotnej (częściowo publicznego, częściowo sprywatyzowanego), „systemem prawdziwie publicznym", czyli „opartym na progresywnym opodatkowaniu". Jak widać, wielu Irlandczykom ta propozycja przypadła do gustu. Kolejki na SOR-ach i rosnące czynsze potrafią przemawiać do wyborców bardziej niż suche statystyki o PKB, wzroście płac oraz niż zapewnienia o gospodarczej „Zielonej Wyspie".