Powszechność problemu zbyt wysokich cen mieszkań w stosunku do zarobków Polaków i kosztów kredytu, który to problem szczególnie zyskał na znaczeniu po wybuchu wojny w Ukrainie i po szybkich podwyżkach stóp procentowych, zmusiła polityków do równie szybkich działań. W efekcie bardzo szybko powstały założenia programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.” i równie szybko został on wdrożony. W efekcie części ludzi pomógł nabyć mieszkania, ale wielu ekspertów łączy go też z potężnym wzrostem cen mieszkań w 2023 r.
W rzeczywistości problem jest bardzo złożony, bo na wzrost cen mieszkań złożyło się wiele czynników – napływ uchodźców z Ukrainy, polityka utrzymywania cen i małej oferty mieszkań przez deweloperów, zatrzymanie podwyżek stóp procentowych, wysoka rentowność najmu i popyt spekulacyjny. Wśród nich pewnie swoją cegiełkę dołożył też program wsparcia kredytobiorców autorstwa rządu PiS-u. Presja społeczna była jednak wówczas duża, a sytuacja rynkowa mniej stabilna od obecnej, toteż szybkość wprowadzania programu i jego prostota w roku wyborczym kompletnie nie dziwią. Bo jest to też narzędzie polityczne.
Obecnie sytuacja rynkowa i społeczna jest zupełnie inna. Chociaż według najnowszych danych NBP ceny mieszkań w II kwartale dalej rosły, to tempo wzrostu wyhamowało, a w samej Warszawie wzrost wyniósł tylko 0 proc. kwartał do kwartału. Do tego spada wolumen sprzedawanych mieszkań, co wynika z danych deweloperów, natomiast rośnie oferta. W I połowie 2023 r. wprowadzono do sprzedaży niespełna 17 tys. mieszkań, podczas gdy w I połowie 2024 r. prawie dwa razy tyle. Popyt związany ze spekulacją na wzrost cen słabnie, podobnie jak i rentowność najmu. Okres oczekiwania na sprzedaż mieszkania czy jego wynajem wydłuża się. Realne wynagrodzenia rosną, a inflacja jest niższa, niż oczekiwano. Gdzieś w tle pojawia się szansa na szybsze obniżki stóp, co zwiększy dostępność kredytów na normalnych, rynkowych warunkach. Rynek dąży do autostabilizacji, chociaż oczywiście jest to proces rozciągnięty w czasie.
Tymczasem w rządzie prace nad nowym programem wsparcia dla kredytobiorców trwają, a przygotowuje go Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Tyle że w koalicji rządzącej wciąż nie ma porozumienia co do kształtu programu. Co więcej, trwają też targi między ministerstwami. W mojej opinii, gdyby potrzeba była paląca, program już by działał. Sytuacja jednak jest inna – wybory daleko, rynek sam się ogranicza, presji społecznej tak dużej już nie ma, oceny poprzedniego programu są niejednoznaczne. Nie zdziwię się, jeśli projekt ten będzie na etapie konsultacji tak długo, aż rynek sam się uzdrowi.