W tym tygodniu w to wszystko jeszcze wpisze się powrót tematu napiętych relacji handlowych pomiędzy USA a Chinami. Jeżeli dodamy do tego początek sezonu publikacji wyników na giełdzie w Warszawie, to będzie aż nadto czynników, które będą kształtować nastroje na GPW w najbliższym czasie.
Można jednak odrzucić te wszystkie posiedzenia banków centralnych, dane makroekonomiczne, raporty kwartalne – i skupić się tylko na wykresie, uznając, że on jest najlepszą wskazówką co do przyszłości. No to zerknijmy, jak się ma sytuacja na indeksach.
W poniedziałek WIG20 po całodziennym osuwaniu znalazł się poniżej 2300 pkt. To nie tylko „okrągły" poziom, ale też strefa wsparcia skupiona wokół niego. Konsekwencje techniczne spadku są oczywiste. Na wykresie została utworzona formacja podwójnego szczytu, która ostatecznie kończy wzrostowy impuls zainicjowany po wyprzedaży z przełomu kwietnia i maja. Co dalej? Teraz trzeba się liczyć ze spadkiem poniżej 2250 pkt. To plan minimum, jaki powinna zrealizować podaż. Plan maksimum to powrót do majowego dołka (2153 pkt).
O ile spadki poniżej 2250 pkt nie wymagają żadnych zewnętrznych czynników, o tyle już zejście o prawie 100 pkt niżej – tak. Mianowicie pogorszenia nastrojów na rynkach globalnych. Zerknijmy więc, jak prezentuje się sytuacja niemieckiego indeksu DAX i amerykańskiego S&P 500.
DAX od początku jest w trendzie wzrostowym, z mozołem odrabiając straty z 2018 r. Od wiosny idzie mu to jednak coraz gorzej. Wprawdzie jeszcze na początku miesiąca znalazł się na rocznych maksimach, ale momentum zwyżek słabnie, co może zapowiadać rychłą zmianę układu sił. Rośnie ryzyko wyprzedaży podobnej do tej z maja. Bezpośrednim sygnałem do spadków będzie przełamanie strefy wsparcia wokół 12 200 pkt. Do tego czasu posiadacze akcji są bezpieczni, przynajmniej teoretycznie. W praktyce bowiem to, co dzieje się teraz, prawdopodobnie jest dystrybucją przed silniejszym cofnięciem.