Trudno jest jednoznacznie zidentyfikować, co obecnie kieruje rynkiem kryptowalut. Brakuje wyraźnych impulsów do wzrostów. Obecna konsolidacja ze średnią ceną około 60 tys. dol. trwa już od marca, czyli ponad pięć miesięcy.

Podobną sytuację mieliśmy rok temu, gdy rynek szedł bokiem również od marca, a wybicie górą miało miejsce dopiero w październiku. Obecna sytuacja nie jest niczym nowym, dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość. Być może wybory prezydenckie w USA lub obniżki stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną spowodują powrót zmienności na rynek i wyczekiwane wzrosty. Mam wrażenie, że coraz mniej osób wierzy w kontynuację hossy, co paradoksalnie wcale nie jest takie negatywne.

Najgorsza sytuacja jest wtedy, gdy już wszyscy są optymistyczni. Gdyby pojawiły się impulsy do wzrostu, to jest szansa na dynamiczny ruch w górę. Największą szansą dla mnie jest zmiana postrzegania BTC i możliwy scenariusz akumulacji tej kryptowaluty przez najważniejsze banki centralne i rządy. Donald Trump zapowiedział w lipcu, że Stany Zjednoczone będą kryptowalutową stolicą planety i stworzy strategiczną narodową rezerwę BTC. Gdyby został wybrany na prezydenta i rzeczywiście zaczął realizować ten plan, to na przyszłość patrzę przez różowe okulary.