Konflikty wpisane są w naturę spółek kapitałowych o wieloosobowej strukturze właścicieli. Postawiona teza, z uwagi na swój wydźwięk, być może nie należy do zbioru tych najbardziej popularnych, lecz w całości pozostaje zgodna z naszymi wieloletnimi obserwacjami jako praktyków. Zmiennymi są tylko stopień prawdopodobieństwa wystąpienia tego zjawiska w konkretnej organizacji oraz czas, gdy może to nastąpić. Jakże wielu klientów nasze pierwsze spotkanie rozpoczyna od słów: „byłem pewny, że mnie taka sytuacja nie spotka”. Karty historii zapisane są konfliktami, o których wszyscy wiedzieli, że nie wybuchną.
Formalną praprzyczyną sporów korporacyjnych pozostaje fakt zorganizowania ich wewnętrznie podług zasady rządów większości. Oznacza ona, że wszelkie decyzje zapadające w tych jednostkach nie wymagają co do zasady jednomyślności, lecz zależą od aprobaty konkretnego rozstrzygnięcia przez odpowiedni procent wspólników czy osób pełniących funkcje w radzie nadzorczej lub zarządzie. Skutkuje to sytuacjami, gdy po przeprowadzeniu głosowania ktoś pozostaje niezadowolony z jego wyniku, a być może nawet rozżalony z uwagi na niewsłuchanie się przez pozostałych współdecydujących w przedstawione przez niego argumenty. Czasem rozbieżności zdań mają miejsce przy sprawach o charakterze drugo- lub trzeciorzędnym z perspektywy przyszłości spółki, i wówczas takie jednostkowe przypadki nie przeobrażają się w sytuacje konfliktowe. Gdy jednak incydentalna niezgoda przybiera rozmiary stanu permanentnego, prawdopodobieństwo sporu korporacyjnego dogania wyższe rejestry skali.
Ujawnienie się natomiast rozbieżności opinii w sprawach fundamentalnych bywa nierzadko katalizatorem rozłamu oraz próby udowodnienia racji z wykorzystaniem mechanizmów prawnych. Wyobraźmy sobie sytuację, w której kilku akcjonariuszy proponuje podwyższenie kapitału zakładowego spółki, z wyłączeniem prawa poboru jej dotychczasowych współwłaścicieli, celem umożliwienia przystąpienia do organizacji nowego inwestora, mającego – wedle założeń inicjatorów przedsięwzięcia – zintensyfikować rozwój działalności jednostki dodatkowymi środkami finansowymi lub własną technologią czy know-how. Taki scenariusz per se będzie miał jednak znaczący wpływ na sytuację wszystkich osób, które do tej pory posiadały zaangażowanie kapitałowe w spółce – w szczególności prowadzić będzie do uszczuplenia ich praw korporacyjnych w konsekwencji konieczności zapewnienia przestrzeni w strukturze właścicieli dla przystępującego partnera biznesowego. Brak akceptacji zakreślonego planu przez jednego z akcjonariuszy, niezależnie, czy wynika z niewiary w sens projektu, niezrozumienia czy podejrzliwości wobec ogłoszonych intencji, może doprowadzić nie tylko do upadku zakreślonej koncepcji (także wówczas, gdy pierwotnie zostanie ona przeforsowana na poziomie walnego zgromadzenia, rady nadzorczej oraz zarządu), lecz skutkować długotrwałym sporem, który rozlewa się z czasem na kolejne płaszczyzny organizacji korporacji. Warto przy tym podkreślić, że z perspektywy przepisów prawa nie ma wielkiego znaczenia, czy kwestionujący plany współwłaściciel spółki uprawniony jest do jednej akcji czy kilkudziesięciu procent jej kapitału zakładowego.
Nie wszystkie konflikty korporacyjne mają oczywistą biznesową przyczynę. Niekiedy wywoływane są one nawet wbrew racjom ekonomicznym. Bo jak ocenić próbę usunięcia z zarządu spółki oraz marginalizacji statutowej akcjonariusza, który przez ostatnie lata z sukcesem mierzonym przez pryzmat sprawozdań finansowych i wartości wypłaconej dywidendy kierował jednostką, w reakcji na to, że bez sympatii wypowiedział się na posiedzeniu rady nadzorczej o pozostałych istotnych akcjonariuszach – (dotychczasowych) „kolegach z liceum”. Albo w drugim kierunku: czy biznesowe podstawy ma przypadek pośpiesznej organizacji posiedzenia rady nadzorczej przez jej przewodniczącego (z naruszeniem terminów statutowych i podczas znanych wszystkim urlopów części jej członków) z zamiarem gruntownej zmiany składu zarządu spółki, chwilę po tym, gdy pani prezes, a prywatnie małżonka szefa organu nadzoru, rzekomo dała wyraz swej daleko idącej sympatii wobec wiceprezesa zarządu? Korporacje tworzone są przez ludzi i wszystkie ich cechy osobiste również przekładają się na losy tych podmiotów, w tym ewentualne erupcje sporów wewnętrznych.
Czy spółki publiczne szczególnie narażone są na konflikty?