Na rynkach światowych mamy całą masę indeksów giełdowych i wciąż powstają nowe. Jaki jest w tym sens? To szansa czy jednak dodatkowa trudność wyboru dla inwestorów?
Zgadzam się, że z perspektywy inwestora indywidualnego dodawanie kolejnych indeksów niekoniecznie dodaje sensownych narzędzi inwestycyjnych. Inżynieria finansowa nie oszczędziła obszaru indeksów. O istotności indeksów giełdowych decydują natomiast pieniądze. Uważam, że inwestorzy indywidualni doskonale wiedzą, jakie są najistotniejsze indeksy, gdzie są największe pieniądze.
Inwestowanie w indeksy to często po prostu inwestowanie w fundusze ETF, które mają odzwierciedlać zachowanie konkretnych indeksów. Czy między takimi funduszami ETF a indeksami można postawić znak równości?
Inwestorzy trochę tak na to patrzą. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. ETF to inwestycyjne urealnienie indeksów. Aspektów do analizy jest jednak kilka. Wystarczy spojrzeć chociażby na indeks S&P 500. ETF-ów, które mają go naśladować, jest sporo, ale robią to one w różny sposób. Część może wypłacać dywidendy, część nie, mogą mieć zabezpieczenie walutowe bądź też nie. Replikacja może być fizyczna lub syntetyczna. Tych czynników jest więc trochę, i to może wpływać na to, jak ETF podąża za indeksem. Szczegóły mają więc znaczenie.