Bruksela celowo nie reagowała na polski, węgierski i słowacki zakaz importu surowców rolnych z Ukrainy. W przyszłości podczas negocjacji akcesyjnych chce wprowadzić capping dla Ukrainy, by nie wspierać oligarchów.
Dobre informacje
Ubiegły tydzień Ukraina zdecydowanie wygrała. Na szczycie przywódców UE udało się przełamać opór Wiktora Orbána, premiera Węgier, dzięki czemu kraje członkowskie przegłosowały wart 50 mld euro czteroletni pakiet wsparcia dla Kijowa. Bruksela zaproponowała też kolejne przedłużenie umowy o liberalizacji handlu, tym razem jednak zupełnie nielimitowany do tej pory eksport ukraińskich surowców do UE zostanie poddany (wreszcie – zdaniem Polski i rosnącej liczby krajów unijnych) pewnym ograniczeniom.
Więcej światła rzucił na politykę Brukseli Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa, podczas piątkowej konferencji w Warszawie. Komisarz Wojciechowski potwierdził to, o czym pisaliśmy już w „Parkiecie”, że nie przypadkiem KE nie nałożyła żadnych represji na trzy kraje, Polskę, Słowację oraz Węgry, które samowolnie wprowadziły w połowie września zakaz importu produktów rolnych z Ukrainy, gdy wygasły regulacje unijne.
– Do tej pory nie ma unijnej reakcji, nie ma żadnych sankcji wobec państw, które wprowadziły jednostronne zakazy. Komisja Europejska nie represjonuje tych państw i nie jest to przypadkowe – powiedział Wojciechowski dziennikarzom podczas konferencji prasowej na Forum Wołowiny.