Mamy falę protestów rolników w Europie. W ubiegłym tygodniu były w Polsce, ale też silnie protestowali rolnicy w Berlinie, tam na ulice trafił obornik. Francuscy rolnicy grożą, że dojadą ciągnikami do Paryża. To są spektakularne gesty, oni chcą być dostrzeżeni. Dlatego porozmawiajmy o tym, czego rolnicy w ogóle się domagają. Polscy rolnicy mają listę... 150 postulatów, część dotyczy Zielonego Ładu i nowych wymagań, a część żąda dalszego ograniczania importu z Ukrainy. Czy gdyby w magiczny sposób spełnić te postulaty, rolnictwo wyszłoby z kryzysu?
Zacznijmy od tego, czy rolnictwo jest w kryzysie. Moim zdaniem nie. To, co jednoczy rolników w Polsce i w pozostałych krajach Unii Europejskiej, to postulat dotyczący rewizji całej koncepcji wspólnej polityki rolnej. Obecnie opiera się na dwóch głównych strategiach: „Od pola do stołu” i bioróżnorodności. Mają one na celu ograniczenie negatywnego wpływu rolnictwa na środowisko naturalne. Jednak problem w tym, że jeżeli chcemy rzeczywiście ograniczyć ten negatywny wpływ rolnictwa na środowisko naturalne, to musimy uważać, żeby nie zmniejszyć produkcji rolnej, bo to będzie wylanie dziecka z kąpielą. UE jest znaczącym producentem, eksporterem żywności i ktoś zwyczajnie wejdzie w nasze miejsce, jeżeli ta produkcja na poziomie całej Unii się obniży. Rolnicy mają też obawy dotyczące coraz to nowych wymagań, które są stawiane przed nimi, a dotyczą one m.in. ograniczenia stosowania środków ochrony roślin, nawozów, zmiany praktyk działalności rolniczej. Te decyzje podejmowane są na poziomie Unii Europejskiej bardzo szybko, a rolnicy nie do końca czują się w tym słyszani. Myślę, że to główny powód, dlaczego protestują. Jeśli chodzi o import artykułów rolno-spożywczych z Ukrainy, oni się nie sprzeciwiają importowi, tu bardziej chodzi o kwestie równych zasad.
Trafnie ujął to jeden z organizatorów protestów, że muszą wspólnie zaprotestować przeciwko polityce UE, która nas wykańcza, bo Ukraina nie jest w UE, a ma takie same prawa, jakby była.
Tutaj chodzi nie o jakość towarów, ale o warunki produkcji. Ziarno, które trafia z Ukrainy do Polski czy do UE, ma jakość akceptowaną przy wszystkich kontrolach. Natomiast zostało ono wyprodukowane przy zupełnie innych zasadach, europejscy rolnicy muszą ograniczać stosowanie środków ochrony roślin, nawozów, a Ukraina tego nie musi robić. Podobnie producenci zwierząt muszą wprowadzać liczne obostrzenia dotyczące dobrostanu zwierząt. Produkcja jaj ma ograniczenia wielkości klatek, a w Ukrainie takich ograniczeń nie ma. Mamy po prostu rolników, którzy z jednej strony muszą wprowadzać jeszcze regulacje unijne, a z drugiej strony mamy ukraiński eksport, który konkuruje z nami na rynkach unijnych. Chodzi o zasady równej konkurencji. Rolnicy chcieliby, żeby Ukraina musiała spełnić te same warunki.