Rozmawiałem ostatnio w radiu z ekspertem jednego ze związków przedsiębiorców. W czasie audycji ponarzekaliśmy sobie trochę na ciężką dolę polskich firm. A to z powodu przesunięcia o rok wprowadzenia ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, a to za chwilę pretekstem do malkontenctwa stał się zamiar nawet podwojenia składek na ubezpieczenie społeczne PIT--owców, prowadzących własną działalność gospodarczą. Szczególnie tych, którzy są bogaczami, ich dochód miesięczny brutto przekracza bowiem... 2,7 tys. zł. Tak, tak... bogaczami jest prawie 80% Polaków. Taki bowiem odsetek spośród nas uważa, że bogaty jest już ten, kto zarabia, uwaga... 1 tys. zł miesięcznie.
I kiedy tak już pobiadoliliśmy sobie nieco, na zakończenie audycji autor chciał dać wyraz swojej solidarności z pokrzywdzonymi i odezwał się tymi słowami: - Nie jest łatwe, jak widać, życie przedsiębiorców w Polsce. Ku jego niemałemu zaskoczeniu gość z uśmiechem skwitował: - Dlaczego nie...?
No właśnie, właściwie dlaczego nie? - pomyślałem. Przecież zawsze sobie jakoś radziliśmy. Pomimo najróżniejszych legislacyjnych figli urzędników--harcowników, polska gospodarka trwa. Kapitał co prawda coraz mniejszy, ale napływa. A małe i średnie firmy funkcjonują. To, że w znacznej mierze w szarej strefie, to już inna bajka.
Nie sądzę, żeby tym razem rzemieślnik czy jednoosobowy przedsiębiorca zarabiający nawet 2,7 tys. pobiegł do ZUS-u, aby oddać prawie 1 tys. zł na ubezpieczenie plus 150 zł na składkę zdrowotną. Tu znowu pojawia się okazja dla nierejestrowanego obrotu gospodarczego i ukrywania rzeczywistych dochodów. Skutek oczywisty: zamiast większych wpływów - wpływy mniejsze. I co z tego? Nic! Tu się dołoży, tam się przytnie i jakoś to będzie.
Ot, takie nasze, swojskie. I szczerze powiedziawszy, ta nasza swojskość jest dosyć ekscytująca.