Tekst optymistyczny

Polska gospodarka trwa, kapitał napływa. A małe i średnie firmy funkcjonują. To, że w znacznej mierze w szarej strefie, to już inna bajka

Publikacja: 03.03.2004 09:22

Rozmawiałem ostatnio w radiu z ekspertem jednego ze związków przedsiębiorców. W czasie audycji ponarzekaliśmy sobie trochę na ciężką dolę polskich firm. A to z powodu przesunięcia o rok wprowadzenia ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, a to za chwilę pretekstem do malkontenctwa stał się zamiar nawet podwojenia składek na ubezpieczenie społeczne PIT--owców, prowadzących własną działalność gospodarczą. Szczególnie tych, którzy są bogaczami, ich dochód miesięczny brutto przekracza bowiem... 2,7 tys. zł. Tak, tak... bogaczami jest prawie 80% Polaków. Taki bowiem odsetek spośród nas uważa, że bogaty jest już ten, kto zarabia, uwaga... 1 tys. zł miesięcznie.

I kiedy tak już pobiadoliliśmy sobie nieco, na zakończenie audycji autor chciał dać wyraz swojej solidarności z pokrzywdzonymi i odezwał się tymi słowami: - Nie jest łatwe, jak widać, życie przedsiębiorców w Polsce. Ku jego niemałemu zaskoczeniu gość z uśmiechem skwitował: - Dlaczego nie...?

No właśnie, właściwie dlaczego nie? - pomyślałem. Przecież zawsze sobie jakoś radziliśmy. Pomimo najróżniejszych legislacyjnych figli urzędników--harcowników, polska gospodarka trwa. Kapitał co prawda coraz mniejszy, ale napływa. A małe i średnie firmy funkcjonują. To, że w znacznej mierze w szarej strefie, to już inna bajka.

Nie sądzę, żeby tym razem rzemieślnik czy jednoosobowy przedsiębiorca zarabiający nawet 2,7 tys. pobiegł do ZUS-u, aby oddać prawie 1 tys. zł na ubezpieczenie plus 150 zł na składkę zdrowotną. Tu znowu pojawia się okazja dla nierejestrowanego obrotu gospodarczego i ukrywania rzeczywistych dochodów. Skutek oczywisty: zamiast większych wpływów - wpływy mniejsze. I co z tego? Nic! Tu się dołoży, tam się przytnie i jakoś to będzie.

Ot, takie nasze, swojskie. I szczerze powiedziawszy, ta nasza swojskość jest dosyć ekscytująca.

Spójrzcie, proszę, Państwo np. na dług publiczny. Ile to już razy mówiliśmy, że zbliżamy się do newralgicznej granicy 55%, a 60% wartości PKB czyha tuż za rogiem? I co? Na razie nic. Jak już będzie na krawędzi, to coś się przesunie, przestawi, przełoży i znowu opresja okaże się przeszłością.

Albo z innej beczki. Ile to razy straszyliśmy się kryzysem w stylu argentyńskim? A to, że kapitał ucieknie, złoty spodli się strasznie, a oszczędności wyparują. Złoty co prawda nieco zemdlony, ale już się cuci. I za czyją sprawą? Za sprawą nowych uczonych, zacnych mężów, którzy przed upadkiem polski pieniądz postanowili bronić. I nie wiadomo już, kto bardziej, kto mniej. Nie wiadomo, kto jastrzębiem, kto gołębiem, a kto sową jest w tym gremium. A jeszcze na początku roku wydawało się, że ptaki zadziobią się na amen i będzie z tego wielka bryndza. Jak widać, wystarczy dać ludziom trochę poważnej odpowiedzialności, porządnie im za to zapłacić, to i o pieniądzu inaczej myślą.

Polak potrafi! To był optymistyczny felieton.

PS A może by tak trzykrotnie zmniejszyć liczbę ministrów wszelkiej rangi z 104 do np. 30 (Francja ma 38), trzykrotnie zwiększyć uposażenie, to i o RPP, i gospodarce zaczną myśleć inaczej?

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego