Nie jest prawdą, że tylko europejska klasa robotnicza się leni korzystając z długich weekendów, przedłużonych okresów świątecznych i ciągle skracanego tygodnia pracy. Wystarczy spojrzeć na elity. Wielotygodniowe wakacje parlamentarne, urlopy akademickie, wyjazdy na szkolenia do ciepłych krajów dla średniego szczebla korporacyjnego to także znak czasów. Telefon do biura niemieckiej firmy w piątek po południu jest obecnie tak samo niestosowny jak telefon do firmy francuskiej w porze lunchu. Co więc robią europejskie elity biznesowe z coraz większą ilością wolnego czasu, a szczególnie w okresie świątecznym? Otóż już od dwóch tygodni informacja, że prezes jest na urlopie i wróci za tydzień, nie jest zbyt rzadka, a umawianie spotkań poza tymi nie cierpiącymi zwłoki, odbywa się na po świętach.
Przed świętami Wielkiejnocy biznesmeni o usposobieniu ultrakonserwatywnym, zaawansowani wiekiem i zmęczeni długoletnią pracą wybierają wyjazdy o charakterze surwiwalowym, ewentualnie sporty ekstremalne. W tym sezonie w dobrym tonie jest nurkowanie poniżej 50 metrów, żeglarstwo antarktyczne wśród gór lodowych, łowienie jadowitych węży gołymi rękoma i crossy motocyklowe przez obszary objęte wojną partyzancką. Sporty, takie jak golf, tenis czy jeździectwo, wchodzą w grę w wypadku dotarcia na miejsce na spadochronie w nocy i bez kart kredytowych. Oczywiście wypoczynek jest lepszy, jeżeli weźmie się ze sobą zaziębioną żonę i jak najwięcej dzieci w wieku do trzech lat.
Taki sposób spędzania czasu gwarantuje całkowite odcięcie od codziennych obowiązków i właściwie uniemożliwia śledzenie wyników sprzedaży i kursu akcji.
Osoby o mocniejszych nerwach i umiarkowanym usposobieniu wybierają wyjazd na narty w Alpy. W tym przypadku trzeba się jednak spodziewać licznych niebezpieczeństw. Zderzenie czołowe na stoku z najlepszym klientem, narażenie się na wysłuchanie informacji poufnej o kursie akcji Gazpromu w barze lotniskowym w Klagenfurcie czy - co gorsza - widok prokuratora Spitzera w hotelowej telewizji CNN wymaga już pewnej odwagi i odporności na stres. Tym bardziej można mieć uznanie dla tych nielicznych śmiałków, którzy wybierają się do ciepłych krajów, narażając się na skrytobójcze promieniowanie słoneczne i kuchnię karaibską. W tym roku miejsca, takie jak Wyspy Kanaryjskie, Jamajka i Dominikana, postawiły przed najbardziej sprawnymi fizycznie i błyskotliwymi przedsiębiorcami nowe wyzwania. Nie dość, że liczba emerytów z Niemiec i Skandynawii na metr kwadratowy wymaga stosowania aparatów tlenowych jak przy zdobywaniu ośmiotysięczników w Himalajach, to definicja pokoju z widokiem na morze oznacza rzeczywiście, że można je zobaczyć, ale tylko na horyzoncie między betoniarką a zjazdem z autostrady. W tej sytuacji nic już nie chroni przed informacjami napływającymi z giełd, coraz wyższym kursem ropy i nadchodzącymi jak fale telekonferencjami na dwadzieścia osób z dworcem kolejowym w tle. To dzięki tym właśnie pionierom biznesu, skłonnym do poświęceń i ryzyka, a czasami również oddanych sprawie przedstawicielom administracji, gospodarka europejska nie zatrzymuje się zupełnie w okresach świątecznych, a nawet powiększa bezrobocie i deficyt budżetowy.
Na koniec należy oddać hołd tym nielicznym bezimiennym bohaterom, którzy zostają na straży swoich firm aż do końca, to znaczy aż do chwalebnego śledzika w Wielki Piątek. To elitarne grono dalej nie może uwierzyć, że turystyka też tworzy PKB.