Akcje pracownicze warte grube miliardy złotych

Papiery przekazane w ostatnich 10 latach nieodpłatnie pracownikom prywatyzowanych firm, które zadebiutowały na giełdzie, byłyby warte 8 mld zł. Jeśli doda się do tego przedsiębiorstwa prywatyzowane poza GPW, kwota wzrośnie co najmniej dwukrotnie. Pieniądze te mogłyby zasilić państwowy budżet. Zamiast tego trafiły do setek tysięcy pracowników. To swego rodzaju zapłata za spokój społeczny. Odebrania pracownikom praw do darmowych akcji nie należy się jednak spodziewać.

Publikacja: 10.10.2005 09:50

Podjęliśmy próbę oszacowania, ile zarobiłby Skarb Państwa, gdyby do 15% akcji przeznaczonych dla pracowników zamiast w ręce załogi trafiło na giełdę lub do inwestora strategicznego. Oparliśmy się na danych udostępnionych przez MSP, obejmujących okres od czasu obowiązywania ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji z 1996 r. Dane obejmujące wcześniejszy okres znajdują się w trudno dostępnych archiwach ministerstwa.

Według danych MSP, od 1996 r. do dzisiaj procedura nieodpłatnego zbycia akcji pracownikom objęła 1,4 mln osób z 1168 spółek. W 633 przedsiębiorstwach proces jeszcze się nie zakończył. Uprawnieni otrzymali 630,5 mln papierów. Resort podaje jedynie ich nominalną wartość - 4 mld zł. Sprzedane w ofercie publicznej mogłyby przynieść znacznie więcej pieniędzy.

Najcenniejszy pakiet TP

Przyjęliśmy, że gdyby państwo nie przekazało akcji pracownikom, sprzedałoby je po cenie z oferty pierwotnej. Dane dotyczą tylko spółek, które trafiły na GPW. Zebraliśmy informacje na temat liczby uprawnionych pracowników oraz liczby objętych przez nich papierów. Nie zawsze dało się jednoznacznie określić cenę z oferty. W przypadku PKN Orlen zsumowaliśmy liczbę akcji udostępnionych uprawnionym pracownikom Petrochemii Płock oraz CPN. Płocki koncern zadebiutował na giełdzie już po połączeniu tych przedsiębiorstw. Z kolei szacując wartość udziałów pracowniczych Banku Zachodniego, wzięliśmy pod uwagę cenę, jaką za 81% jego udziałów zapłacił inwestor - AB European Investments (102 zł za akcję). Oceniając wartość pakietu Polifarbu Cieszyn-Wrocław za cenę odniesienia przyjęliśmy pierwsze notowanie spółki po fuzji, czyli 18,3 zł.

Opierając się na tych założeniach, ułożyliśmy ranking spółek giełdowych, w których procedura nieodpłatnego udostępniania akcji już się skończyła. Pakiet udziałów o najwyższej wartości otrzymali pracownicy Telekomunikacji Polskiej. Gdyby objęte przez nich akcje były sprzedane na giełdzie, Skarb Państwa otrzymałby prawie 3,2 mld zł. Cenny pakiet dostali też pracownicy PKO BP. Ich papiery sprzedawane po cenie z IPO byłyby warte ponad 2,1 mld zł. Ile dodatkowo zarobiłby Skarb Państwa, gdyby po 1996 r. nie przekazywał bezpłatnie akcji pracowniczych, ale sprzedawał je w ofercie publicznej lub inwestorowi? Można szacować, że łącznie jego przychody wzrosłyby o ponad 8 mld zł.

Poza giełdą najlepszy PZU

Trudniej jest oszacować wartość akcji, które otrzymali pracownicy prywatyzowanych spółek, a te nie weszły na GPW. W tym przypadku pod uwagę wzięliśmy jedynie największe przedsiębiorstwa. Przykładowo spróbowaliśmy wycenić pakiet, jaki dostali pracownicy Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń. Za punkt odniesienia przyjęliśmy cenę, jaką inwestorzy płacą na rynku wtórnym. Szacuje się ją na ok. 225 zł za sztukę. Wartość papierów objętych przez pracowników PZU można więc szacować na prawie 3 mld zł. MSP nie było w stanie dostarczyć danych, które pozwoliłyby oszacować wartość akcji pracowniczych w innych dużych spółkach. Można przewidywać, że w sumie Skarb Państwa zyskałby z prywatyzacji tych przedsiębiorstw kolejnych kilka miliardów złotych.

Skąd taka hojność?

Reformy ekonomiczne, związane z transformacją ustrojową, wiązały się ze wzrostem bezrobocia i obniżką płac. Pracownicy wielkich przedsiębiorstw państwowych poczuli się szczególnie dotknięci kosztem przemian, a mieli silne poczucie udziału w obaleniu systemu opartego na gospodarce planowej. Dlatego wywalczyli sobie uprawnienia do zostania współwłaścicielami firm.

Podstawą prywatyzacji polskiej gospodarki była ustawa o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych z lipca 1990 r.. Pracownicy mogli nabywać do 20% akcji po cenach preferencyjnych (czyli 50% wartości nominalnej). Ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych z 1996 r. zmieniła te warunki. Pracownicy mogli objąć do 15%, za to nieodpłatnie. Udostępnianie akcji załogom miało zwiększyć społeczną akceptację przekształceń w czasie dochodzenia do gospodarki rynkowej. Co było sprawiedliwością społeczną dla jednych, inni nazwali prywatyzacyjnym haraczem i przywilejem. Stąd anegdota o pani sprzątaczce, która otrzymała miliony z akcji tylko dlatego, że pracowała długo w dużym przedsiębiorstwie. Oprócz darmowych akcji, pracownicy mają często zagwarantowane zatrudnienie, a konsolidujące się przedsiębiorstwa na głowie "umowę społeczną". Zdarzało się, że związki zawodowe blokowały prywatyzację, żądając od inwestorów gwarancji zatrudnienia czy podwyżek wynagrodzeń.

"Kontrakty terminowe"

Niektórych pracowników bardziej niż idea współdecydowania o losach zakładu interesowały szybkie pieniądze. Mimo dwuletniego zakazu obrotu, pojawiali się kupcy chętni na spekulacyjny zarobek. Ich ogłoszenia można bez trudu znaleźć w internecie. Pracownicy zawierali z kupcami umowy cywilne, obiecując prawo do akcji zaraz po wygaśnięciu dwuletniej karencji. Według MSP i KPWiG, takie umowy nie są wiążące, ale procederu nie sposób kontrolować.

Kilka instytucji proponuje pracownikom pożyczki pod zastaw akcji. Żeby otrzymać pieniądze, pracownik musi udzielić pełnomocnictwa do dysponowania rachunkiem inwestycyjnym. Zabezpieczeniem są m.in. nieodwołalna blokada na rachunku inwestycyjnym, na którym zdeponowane są akcje pracownicze.

Bezpłatne akcje nie znikną

Nie należy się spodziewać, żeby prywatyzacyjna polityka się zmieniła. Akcje udostępniane są od wielu lat, dlatego wszelkie ograniczenia spotkałyby się z dużym społecznym sprzeciwem. Zmian może dokonać jedynie parlament. Wątpliwe, żeby którakolwiek z politycznych opcji była tym zainteresowana. Formująca się właśnie koalicja PO-PiS nie zamierza niczego w tej kwestii zmieniać. - Na razie o tym nie myślimy, to raczej trzeciorzędna sprawa - oświadcza Marek Suski z PiS. Polityk przyznaje jednak, że darmowe akcje są rodzajem łapówki prywatyzacyjnej. - Sytuacja jest jednak zbyt skomplikowana, żeby się teraz z tego wycofywać. Skoro część pracowników dostała akcje, odebranie tego prawa pozostałym zostałoby uznane za niesprawiedliwość społeczną - dodaje M. Suski. Podobnego zdania jest polityk PO. - Nie planujemy żadnych zmian w tej kwestii. W ogóle nad tym nie pracujemy - mówi Zbigniew Chlebowski.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego