W ostatnich miesiącach Polacy nadal z ochotą kupowali akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych. W lipcu po raz kolejny przybyło środków na rachunkach TFI, w tym przede wszystkim tych inwestujących w sposób bardziej agresywny. Pojawiły się nawet szacunki, według których już niemal co drugi Polak posiada aktywa mniej lub bardziej bezpośrednio powiązane z giełdą. O ile wiarygodność tych wyliczeń może budzić wątpliwości, o tyle nie ulega wątpliwości, że zainteresowanie aktywnymi formami inwestowania i oszczędzania oraz zaangażowanie w tego typu przedsięwzięcia wyraźnie wzrosły w ostatnich kilkunastu miesiącach. Niewątpliwie sprzyja temu sytuacja na rynku pracy, dzięki której do portfeli gospodarstw domowych trafia z miesiąca na miesiąc coraz szerszy strumień gotówki.

W tej sytuacji, dla sporej grupy świeżo upieczonych inwestorów, których część być może wyjechała sobie spokojnie na urlop z nadzieją na szybkie i pokaźne zyski, wydarzenia na rynkach finansowych, które miały miejsce w ostatnich tygodniach, były z pewnością równie zaskakujące i nieprzyjemne niczym wiadomość o dymisji dla ministra Kaczmarka. Wielu graczy z pewnością intensywnie zadaje sobie teraz pytanie, czy była to tylko kolejna korekta, czy też początek zmiany trendu na warszawskiej giełdzie. Optymizmu w tych rozważaniach nie dodaje zapewne fakt, że w ostatnim czasie zaczęły się coraz częściej pojawiać opinie nt. możliwego wyhamowania wzrostu polskiej gospodarki i wyraźnego pogorszenia koniunktury w niedługiej perspektywie.

Osobiście byłbym dość optymistyczny zarówno jeśli chodzi o dalszy rozwój sytuacji na polskim rynku akcji i walutowym, jak również odnośnie do perspektyw krajowej gospodarki. Źródłem paniki i gwałtownej przeceny na rynkach międzynarodowych stały się obawy o straty instytucji finansowych wynikłe z zaangażowania na rynku kredytów hipotecznych i derywatów kredytowych w USA. Tymczasem polska gospodarka ani przedsiębiorstwa nie są bezpośrednio narażone na tego typu straty i podobna sytuacja ma miejsce w większości innych krajów zaliczających się do rynków wschodzących. Oczywiście, na fali gwałtownego wzrostu niepewności i awersji do ryzyka w skali globalnej, korekty na naszym parkiecie nie sposób było uniknąć. Tym bardziej że nawet zupełnie niezależnie od sytuacji międzynarodowej, przecena akcji krajowych była od dawna oczekiwana, a wyprzedaż na rynkach zagranicznych dała ku temu więcej niż wystarczający pretekst. Jednak równocześnie fundamenty makroekonomiczne pozostają nadal silne. Wzrost gospodarczy utrzymuje się na wysokim poziomie, lekko powyżej potencjału. Wydajność pracy rośnie (wolniej niż w poprzednich latach, ale w przyzwoitym tempie), polityka pieniężna i fiskalna pozostają akomodacyjne. Można zadać pytanie, jak obecne zawirowania na rynkach finansowych przełożą się na gospodarki krajów rozwiniętych, w tym w szczególności USA i strefy euro. Warto zaznaczyć, że na razie przyczyną strachu inwestorów i problemów z płynnością na rynkach międzybankowych były pogłoski i spekulacje na temat możliwych strat, a nie faktyczne problemy finansowe przedsiębiorstw. Mimo krótkoterminowych problemów z płynnością, których byliśmy świadkami ostatnio, inwestorzy na świecie nadal dysponują dużymi zasobami wolnych środków, które zdążyli nagromadzić w okresie szybkiego wzrostu i niskich stóp procentowych w poprzednich latach. Kiedy opadną już największe emocje, środki te będą nadal szukały atrakcyjnych inwestycji o potencjalnie wysokim dochodzie. Jednym z miejsc, do których mogą trafić, wydają się rynki wschodzące, w tym giełdy naszego regionu. Szczególnie że przez dłuższy czas obecność kapitału zagranicznego, np. na polskim rynku akcji, była stosunkowo niewielka. Potencjalny popyt może się też pojawić po stronie krajowej. Wraz z przeceną na giełdzie spadną np. współczynniki zaangażowania w akcje w funduszach emerytalnych, do których z każdym miesiącem płynie wiele składek z rosnących wynagrodzeń. Jak na korektę zareagują prywatni inwestorzy i oszczędzający w funduszach inwestycyjnych? Nie zdziwiłbym się, gdyby potraktowali giełdowe spadki jako ostatni akord sezonu letnich wyprzedaży. Polacy lubią przeceny i okazje.

ekonomista BZ WBK