Nowy rząd stoi w obliczu wielu wyzwań. Będzie musiał sprostać rozbudzonym w czasie kampanii wyborczej oczekiwaniom społecznym i tak pokierować polityką gospodarczą państwa, aby Polakom faktycznie żyło się lepiej. Równocześnie będzie musiał pilnie podjąć działania, które uchronią gospodarkę przed ryzykiem mocnego spowolnienia w przyszłości. Będzie to wymagało usunięcia barier w wielu obszarach, z którymi do tej pory nie potrafiły sobie poradzić poprzednie ekipy rządzące. Jednym z tych obszarów jest rynek pracy.
Coraz mniej wolnych rąk do pracy
W ciągu ostatnich trzech lat na polskim rynku pracy dokonały się bardzo istotne zmiany. Według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności, liczba bezrobotnych zmniejszyła się o prawie 2 mln osób w porównaniu z początkiem 2004 roku, a stopa bezrobocia w III kwartale br. wyniosła 9 proc., osiągając najniższy poziom od ponad dekady. Częściowo było to efektem emigracji zarobkowej, której skala znacznie wzrosła po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, a w części wynikało z szybkiego wzrostu zatrudnienia w krajowych firmach, dynamicznie rozszerzających skalę działalności w okresie wyjątkowo dobrej koniunktury gospodarczej. Na to nałożył się dodatkowo efekt rosnącej liczby osób biernych zawodowo (m. in. w wyniku przechodzenia na wcześniejsze emerytury), czemu sprzyjały obowiązujące rozwiązania prawne. W efekcie, w ciągu zaledwie kilkunastu kwartałów na polskim rynku pracy doszło do zaskakującego odwrócenia sytuacji - w kraju, który jeszcze niedawno nie mógł sobie poradzić z najwyższym bezrobociem w Europie, przedsiębiorcy zaczęli coraz dotkliwiej odczuwać trudności ze znalezieniem wolnej siły roboczej.
Bezrobocie zniknie za trzy lata?
Warto zdać sobie sprawę, że prawdziwe problemy związane z napięciami na rynku pracy prawdopodobnie dopiero przed nami (a dokładniej przed przedsiębiorcami). Gdybyśmy założyli, że tempo wzrostu PKB utrzyma się w kolejnych latach w przedziale 5-5,5 proc., wydajność pracy będzie rosła średnio w tempie 2,5 proc. rocznie oraz nie nastąpią znaczące zmiany w aktywności ekonomicznej ludności, wówczas już w roku 2010, a najdalej w 2011, stopa bezrobocia (liczona według standardów BAEL) zbliżyłaby się do zera. Brak wolnej siły roboczej stałby się głównym hamulcem w dalszym rozwoju polskiej gospodarki. To oczywiście tylko symulacja, a nie realny scenariusz. Jednak warto zdać sobie sprawę, że nie będzie możliwe utrzymanie szybkiego tempa wzrostu bez zasadniczych zmian na rynku pracy.