Front-running, czyli jak nieuczciwi mogą być polscy maklerzy

Komisja Nadzoru Finansowego odebrała maklerowi licencję. Powód? Front-running. To dopiero drugi przypadek w Polsce, gdy nadzór karze za tego typu przewinienie. Czyżby nasz rynek był tak idealny?

Publikacja: 07.03.2009 02:34

Front-running, czyli jak nieuczciwi mogą być polscy maklerzy

Foto: GG Parkiet

Komisja Nadzoru Finansowego prowadzi obecnie 12 postępowań dotyczących nieuczciwych działań maklerów. Biorąc pod uwagę, że licencję maklera ma około 2 tysiące Polaków – to niewiele. Czy naruszeń jest tak mało, czy raczej trudno je wykryć?

[srodtytul]Nieprawidłowości jest więcej[/srodtytul]

W 2008 r. KNF zakończyła pięć postępowań przeciwko maklerom. Jednak tylko jednemu z nich odebrano licencję. Dwa postępowania zostały umorzone, a dwa – zawieszone na 12 miesięcy.

W tym roku Komisja zdążyła już skreślić z listy maklerów jedną osobę. Makler został w ten sposób ukarany za tzw. front-running. To dopiero drugi przypadek w Polsce pozbawienia licencji maklera z tego powodu. Jak wynika ze statystyk, które otrzymaliśmy od KNF, pierwszy miał miejsce w 2007 r. Obserwatorzy i uczestnicy rynku kapitałowego podkreślają jednak, że nieprawidłowości może być dużo więcej.

[srodtytul]Makler zyskuje, klient traci[/srodtytul]

Front-running to działanie na giełdzie na własny rachunek, przy wykorzystaniu informacji o zleceniach złożonych przez klientów. Przykład: jeśli klient składa maklerowi zlecenie kupna akcji danej spółki, ten drugi może – przed wprowadzeniem zlecenia do systemu – najpierw złożyć zlecenie kupna papierów tej samej firmy na własny rachunek. Dopiero potem składa zlecenie kupna pochodzące od klienta.

Dzięki temu akcje na koncie maklera zyskują na wartości. Jednocześnie rośnie cena odniesienia dla zleceń klienta, co niekorzystnie wpływa na wynik z jego transakcji kupna. Odwrotny mechanizm makler może zastosować w przypadku zleceń sprzedaży składanych przez klientów. Najwięcej można zarobić, stosując front-running przy zleceniach na kontrakty terminowe na WIG20.

– Front-running jest wykorzystaniem informacji poufnych w celu osiągnięcia własnych korzyści. Jest karygodnym naruszeniem zaufania klientów – mówi Marcin Raszkowski, prezes ECM Dom Maklerski, niegdyś prezes Rady Maklerów i członek Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.

[srodtytul]Zamiatanie pod dywan[/srodtytul]

– Przypadków tego rodzaju manipulacji jest z pewnością znacznie więcej niż tych, które wyłapuje nadzór – mówi Mariusz Staniszewski, prezes Noble Funds TFI. – Dzieje się tak dlatego, że front-running generalnie jest bardzo trudno zidentyfikować, a potem udowodnić. Zawsze można przecież powiedzieć, że zbieżność transakcji jest przypadkowa – dodaje.Także Maciej Bombol, wiceprezes Millennium TFI, uważa, że 12 postępowań toczonych obecnie w KNF (nie wszystkie muszą dotyczyć front-runningu) to liczba nieadekwatna do rzeczywistych przewinień.

– Sądzę, że spraw byłoby znacznie więcej, gdyby przepisy prawa nadążały za rozwojem rynku kapitałowego i umożliwiały bardziej skuteczne wykrywanie przestępstw – mówi. – Problem polega często na tym, że przewinienie jest oczywiste dla osób z rynku kapitałowego. Jednak przepisy prawa nie są na tyle precyzyjne, aby KNF mogła przedstawić zarzuty, a potem prokurator mógł wnieść akt oskarżenia do sądu, by ten mógł wydać wyrok skazujący na podstawie zebranego materiału dowodowego – dodaje Bombol. Zazwyczaj do prokuratury KNF kieruje sprawy z urzędu.

Niektórzy nasi rozmówcy wskazują na problem braku kompetencji i opieszałości prokuratury. – Brakuje tam ludzi dysponujących odpowiednią wiedzą. Świadków przesłuchują policjanci, którzy o front-runningu uczą się od przesłuchiwanych – mówi jeden z maklerów.

Wspomina się także o tym, że z manipulacjami maklerów niektórzy rozprawiają się na poziomie firmy i sprawa nie trafia ani do nadzorcy, ani do prokuratora. – Myślę, że bywają przypadki, gdy naruszenie procedur nie wychodzi poza firmę, która zastrzega w umowach z pracownikami, że złamanie procedur powoduje utratę pracy.

Procedury obejmują bowiem często nie tylko jawne łamanie prawa, ale także zachowania, które mogą łamaniu prawa służyć. Sprawa niekoniecznie musi mieć finał w sądzie lub KNF – twierdzi Marcin Raszkowski.Niektórzy maklerzy mówią wprost: nierzadko kierownictwo biura maklerskiego woli zamieść sprawę pod dywan. – Chodzi o to, że szefostwo domu maklerskiego nie chce, by nazwę firmy kojarzono z machlojkami. Dlatego woli zwolnić pracownika bez rozgłosu – tłumaczy jeden z naszych rozmówców.

Inny opowiada o przypadku kolegi, który dopuścił się front-runningu, ale – choć szefostwo biura maklerskiego niczego mu ostatecznie nie udowodniło – zgodził się dobrowolnie odejść z pracy i „przysiągł”, że nie będzie pracował w branży. – Dzięki temu firma nie miała rysy na wizerunku, a dyrektor miał czystsze sumienie – mówi z przekąsem jeden z warszawskich maklerów.

[srodtytul]Konta cioć i wujków[/srodtytul]

Pracownik wysokiego szczebla pewnego domu maklerskiego opowiada, że osoba odpowiedzialna za audyt wewnętrzny w firmie na przełomie 2006 r. i 2007 r. rozsyłała do maklerów list z prośbą o nieużywanie kont swoich cioć i wujków do handlowania akcjami na własny użytek (większość biur maklerskich stosuje bowiem zasadę, że makler nie może mieć otwartego własnego rachunku maklerskiego).

– Uważam, że dużo lepiej by było, gdyby maklerzy mogli posiadać rachunki, ale wyłącznie w swoim domu maklerskim i pod warunkiem przestrzegania rozsądnych restrykcji dotyczących inwestowania na własny rachunek – komentuje Maciej Bombol. Chodzi m.in. o uzyskanie zgody przed realizacją każdego zlecenia, czy zakaz day-tradingu. Wtedy, zdaniem eksperta, biuro maklerskie mogłoby w bardzo łatwy sposób ocenić, czy makler zamierza wykorzystywać informacje poufne.

– Zakazanie posiadania rachunku jest według mnie zbyt restrykcyjne. Jeżeli ktoś jest nieuczciwy, to i tak może inwestować na rachunku swojego dobrego kolegi albo wręcz sprzedawać innym inwestorom informacje o zleceniach ważnych klientów. Dla mnie dużo ważniejsza od bezmyślnych zakazów jest odpowiednia selekcja osób, aby zawód maklera wykonywały osoby uczciwe o nieposzlakowanej opinii – dodaje Maciej Bombol.

[srodtytul]Są i optymiści[/srodtytul]

Nie brakuje optymistów, którzy zjawisko front-runningu traktują jako zupełnie marginalne. – Generalnie przestępstwa na rynku finansowym są trudne do zidentyfikowania. Nie sądzę jednak, by były trudne do zidentyfikowania dla KNF – mówi Maria Dobrowolska z Izby Domów Maklerskich. – Nie dostaję od klientów wielu skarg na maklerów i działanie domów maklerskich. To także pozwala sądzić, że sprawy prowadzone przez KNF to jedyne przypadki nadużyć na naszym rynku – dodaje.

Prezes izby nie wyobraża sobie, by biura maklerskie mogły ukrywać przypadki naruszeń. – Zamiatanie pod dywan tego typu działań jest na tyle ryzykowne, że nie sądzę, by ktokolwiek się na to zdecydował. To groziłoby domowi maklerskiemu utratą licencji – ostrzega Dobrowolska. O uczciwości maklerów przekonany jest także Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, wcześniej szef ING TFI. – Osoby, które wykonują zawód maklera, mają świadomość ogromnego ryzyka towarzyszącego manipulacjom. I to działa. Myślę, że tego typu zachowania rzeczywiście są pojedyncze – mówi.

[srodtytul]Zbyt niskie zarobki[/srodtytul]

Czy pokusa front-runningu może wiązać się z brakiem satysfakcji z wysokości zarobków? Niewykluczone. Jak wynika z naszych informacji, miesięczne wynagrodzenie najlepszych i najbardziej uznanych maklerów sięga 30 tys. zł brutto.

– Jednak pensje dużej grupy ludzi w branży są na poziomie niewiele wyższym od średniej krajowej, która wynosi obecnie 3,2 tys. zł brutto. To niewiele chociażby w stosunku do odpowiedzialności, jaką na siebie biorą. Choć wynagrodzenie nie jest głównym czynnikiem decydującym o przyjmowanej postawie, to jednak zbyt niskie może kogoś skłonić do przestępstwa – zauważa Marcin Raszkowski.O tym, że machlojki są dochodowe, mówią także inni. – Niestety, pokusa front-runningu jest spora, bo to okazja do zarobienia łatwych pieniędzy – twierdzi Mariusz Staniszewski.

Co więcej, wykorzystywać informacje poufne do handlowania na własny rachunek mogą nie tylko maklerzy, ale i tzw. asystenci maklerów. Ci drudzy zarabiają przecież jeszcze mniej. – Biura maklerskie często wolą zatrudnić więcej asystentów niż maklerów, ponieważ w ten sposób tną koszty. A asystenci nie mają licencji do stracenia. Teoretycznie, w ich przypadku pokusa nadużycia jest większa – zauważa Raszkowski.

[srodtytul]Maklerzy są bezkarni[/srodtytul]

Maklerzy czują się bezkarni. Przedstawiciele środowiska ubolewają na przykład nad tym, że tzw. afera z 4 lutego do tej pory nie doczekała się rozstrzygnięcia. Chodziło o nieuprawnione wprowadzenie przez maklera do systemu transakcyjnego bardzo dużych zleceń na rynek kontraktów terminowych na WIG20, które nie miały pokrycia w środkach pieniężnych. Doprowadziło to do gwałtownych wahań kursu kontraktów. Środowisko cieszy się z ostatniego posunięcia Komisji. – Sądzę, że odebranie licencji jest dobrą przestrogą dla innych nieuczciwych maklerów. Myślę, że świadomość KNF jest z roku na rok coraz większa. Coraz więcej maklerów będzie karanych – mówi Mariusz Staniszewski. – Komisja wykonała bardzo dobry ruch. Za front-running trzeba bezwzględnie odbierać licencje – przyznaje Maria Dobrowolska.

[srodtytul]Zabezpieczenia są, ale słabe[/srodtytul]

Jak biura maklerskie próbują ograniczyć ryzyko front-runningu? Przede wszystkim zabrania się maklerom czy zarządzającym posiadania akcji. W większości domów maklerskich standardem jest ponadto zakaz chodzenia z telefonem komórkowym po biurze czy do toalety (by uniknąć możliwości przekazywania na zewnątrz informacji poufnych). Często prosi się też o przedstawianie wyciągów z rachunków maklerskich członków rodziny.

Problem manipulacji może dotyczyć także zarządzających funduszami inwestycyjnymi. Większość z nich ma licencje doradcy inwestycyjnego. W historii naszego rynku odebrano dwie takie licencje. Ale nie za front-running.

Co do zasady, zarządzający – podobnie jak maklerzy – nie mogą mieć własnych rachunków w biurach maklerskich. Nie ma za to ograniczeń kupowania funduszy. Jednak w niektórych TFI, na przykład w Operze, stosowane są dodatkowe restrykcje: zarządzający mogą składać zlecenia jedynie z jednodniowym opóźnieniem.

[srodtytul]Oświadczenie mile widziane[/srodtytul]

Jak firma przyjmująca do pracy nowego specjalistę może sprawdzić, czy nie zatrudnia kogoś „z przeszłością”? – Nowego pracownika trzeba poprosić o podpisanie oświadczenia o niekaralności i o tym, że nie jest prowadzone przeciwko niemu żadne postępowanie – odpowiada Sebastian Buczek. Inni dodają, że warto wymagać przedstawienia oświadczenia z KNF. Marcin Raszkowski podkreśla jednak, że prowadzenie postępowania przeciwko komuś nie przesądza o winie.

Co dzieje się z maklerem po utracie licencji? – Osoba, która straciła licencję maklera za tego typu przestępstwo, jest „czarną owcą” w środowisku. Formalnie może wciąż przyjmować zlecenia i obsługiwać klientów, bo do tego nie jest wymagana licencja, jednak wątpię, by znalazła pracę na rynku – mówi Maria Dobrowolska.

[srodtytul]Nie tylko w Polsce[/srodtytul]

Front-running jest problemem całego świata. Jeden z ostatnich głośnych przypadków to ukaranie w połowie 2008 r. przez nowojorski sąd maklera o słowiańsko brzmiącym nazwisku John Kozlik. Jak donosi agencja Bloomberg, to był piąty wyrok za front-running w ciągu kilku miesięcy tylko w tym sądzie. Kozlik dopuszczał się front-runningu wiele razy między lutym 2004 r. a czerwcem 2005 r.

Wykorzystując wiedzę o zgłoszonych zleceniach klientów, kupował albo sprzedawał kontrakty na ropę, używając rachunków maklerskich znajomych. Sąd darował Kozlikowi więzienie, choć i taki wyrok wchodził w grę. W zamian skazał go na pięć lat dozoru prokuratorskiego i odebrał licencję tradera. Licencję brokera Kozlik stracił już sześć lat wcześniej na skutek innych przewinień.

[ramka][b]Sprawa Dariusza Pałki [/b]

Ostatnio licencję maklera Komisja Nadzoru Finansowego odebrała Dariuszowi Pałce. Zdaniem KNF, dopuścił się on front-runningu w 2003 r., pracując w Skarbiec Investment Management jako zarządzający. Skarbiec IM należał wówczas do holdingu Skarbca, który z kolei był własnością BRE Banku. Pod koniec 2006 r. holding został kupiony przez Enterprise Investors. Skarbiec Investment Management został w BRE.W 2006 r. Dariusz Pałka przeszedł do Opera TFI, towarzystwa założonego przez jego dawnych współpracowników ze Skarbca. Według niektórych źródeł, na krótko przed jego odejściem Skarbiec – niezadowolony z przejścia kolejnego pracownika do Opery – złożył do KNF „donos” na Pałkę. Jednak nie można tego potwierdzić.

– Skarbiec nie ma możliwości zweryfikowania stanu faktycznego związanego ze sprawą Dariusza Pałki, ponieważ podmiot, w którym pracował, jest poza kontrolą Skarbiec Asset Management Holding. Skarbiec Investment Management to obecnie spółka BRE Wealth Management, która należy do BRE Banku – tak odpowiadają na pytanie o szczegóły ewentualnego zgłoszenia sprawy do Komisji przedstawiciele SAMH.

W Operze Dariusz Pałka na stanowisku zarządzającego funduszami pracował zaledwie przez kilka miesięcy. Przedstawiciele towarzystwa nie chcą komentować, dlaczego tak szybko zakończyła się ta współpraca. Z naszych informacji wynika, że Pałka, przychodząc do Opery, nie przyznał się kolegom, że jest przeciwko niemu prowadzone postępowanie. Gdy do zarządu Opery zaczęły dochodzić słuchy z KNF, że Pałka został oskarżony o front-running, towarzystwo poprosiło go o odejście z firmy.

Fakt, że przeciwko Dariuszowi Pałce toczone było postępowanie, nie przeszkadzał w zatrudnieniu maklera Marcinowi Raszkowskiemu, prezesowi ECM Domu Maklerskiego. – Wiedziałem, że toczy się postępowanie. Miałem wgląd do dokumentów. Uważałem, że Dariusz Pałka nie naruszył prawa i zasad uczciwego obrotu – komentuje prezes. – Jest świetnym specjalistą w swoim fachu. Postanowiłem wykorzystać jego umiejętności – dodaje. Dariusz Pałka wciąż jest zatrudniony w ECM. Po decyzji KNF został odsunięty od czynności maklerskich. Z decyzją o jego dalszym zatrudnieniu zarząd ECM DM zaczeka do wydania uzasadnienia. Marcin Raszkowski podkreśla, że ewentualne rozwiązanie umowy musi być zgodne z przepisami prawa pracy. [/ramka]

[ramka][srodtytul]Rozmowa z Dariuszem Pałką, maklerem ukaranym za front-running

Udowodnię swoją niewinność[/srodtytul]

[b]Stosował Pan front-running?[/b]

Absolutnie nie.

[b]To skąd oskarżenia i decyzja KNF o ukaraniu Pana za tego rodzaju praktyki? Robił Pan coś, co mogło zostać potraktowane jako front-running, ale nim nie było?[/b]

Nie mogę powiedzieć zbyt wiele, dopóki nie otrzymam od Komisji pisemnego uzasadnienia decyzji. A kiedy je dostanę – nie wiem. Na razie mogę jedynie przypuszczać, że KNF pomyliła z manipulacjami moją zwyczajną aktywność na rynku. Sprawa dotyczy lat 2003–2005. Wówczas, zaraz po wzrostach WIG20, rozpoczęły się gwałtowne zwyżki indeksów małych i średnich spółek – MIDWIG i WIRR. Moja specjalność to day-trading. Dziennie przeprowadzałem wtedy setki transakcji na akcjach małych i średnich firm. Jednym papierem potrafiłem obracać nawet trzy razy w ciągu dnia.

[b]Ale KNF pewnie zgromadziła jakieś dowody...[/b]

Tak jak powiedziałem, bez uzasadnienia w ręku, trudno mi cokolwiek powiedzieć. Jednak z tego, co wiem, nie ma żadnych dowodów. Postępowanie w mojej sprawie toczyło się od kilku lat. Mam wrażenie, że to było trochę tak, że Komisja nie chciała przyznać się do pomyłki. Stąd taki, a nie inny wyrok. Czuję się nim bardzo skrzywdzony. Nie mogę tego tak zostawić. Gdy otrzymam uzasadnienie, razem z kancelarią, która mnie reprezentuje, złożymy prośbę o ponowne rozpatrzenie tej sprawy. Użyjemy wszelkich możliwych środków, by udowodnić moją niewinność.

[b]Co będzie dalej z Pana karierą, jeśli jednak wyrok zostanie niezmieniony?[/b]

Cały czas pracuję w ECM Dom Maklerski. Pan Marcin Raszkowski, prezes biura, wiedział o prowadzonym przeciwko mnie postępowaniu, gdy rozpoczynaliśmy współpracę. Więcej – miał wgląd do dokumentów i widział, że brakuje jakichkolwiek dowodów. Zostałem teraz odsunięty od czynności maklerskich. Ale zajmuję się analizą rynków.

[b]Jest Pan uważany za dobrego specjalistę. Czy może być tak, że tak naprawdę Pan podejmuje decyzje inwestycyjne, a ktoś inny tylko „naciska na guziczki”, składając zlecenia?[/b]

Teoretycznie tak. Ale taka sytuacja nie ma miejsca.

[b]Będzie Pan ponownie starał się o uzyskanie licencji maklera? Zdaje się, że za kilka lat może Pan na nowo podejść do egzaminów.[/b]

Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Czasem wydaje mi się, że tak naprawdę licencja maklerska nie jest mi niezbędna. Znacznie bardziej przydatne mogą być zagraniczne tytuły branżowe.

[b]Sądzi Pan, że zjawisko front-runningu jest w Polsce powszechne?[/b]

Wystarczy choć trochę obserwować rynek, by widzieć, że takie sytuacje mogą mieć miejsce w przypadku transakcji na kontraktach terminowych. Nierzadko zdarza się, że pojawia się duża pozycja np. kupna kontraktów na WIG20, a wkrótce potem na rynku kasowym nie wiadomo, skąd pojawia się duże zlecenie na kupno akcji z WIG20. Mam nadzieję, i oby tak było, że to tylko pojedyncze przypadki.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b][/ramka]

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego