Komu kibicuje Pekin w amerykańskich wyborach?

Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu groziłby ponownym zaostrzeniem wojny handlowej. Chińscy decydenci źle oceniają też działania administracji Joe Bidena i w związku z tym mają powody, by nie patrzeć entuzjastycznie na kandydaturę Kamali Harris.

Publikacja: 28.10.2024 06:00

5 listopada rozstrzygnie się, kto będzie rezydował w Białym Domu. Amerykańskiemu wyścigowi prezydenc

5 listopada rozstrzygnie się, kto będzie rezydował w Białym Domu. Amerykańskiemu wyścigowi prezydenckiemu oczywiście bardzo uważnie przyglądają się Chiny. Fot. AdobeStock

Foto: William Perry

Czy chińscy decydenci obserwują amerykański wyścig prezydencki z niepokojem, czy też raczej „wyciągnęli popcorn” i szykują się na kompromitację Ameryki? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Ich doświadczenia z Donaldem Trumpem są raczej kiepskie. To on zaczął wojnę handlową i gotów jest ją zaostrzyć. Czasem też jednak wykazywał chęć porozumienia się z Chinami. Po Kamali Harris można się natomiast spodziewać, że w dużym stopniu kontynuowałaby politykę administracji Joe Bidena. To również nie powinno wzbudzać entuzjazmu w Pekinie. Wszak obecna ekipa rządząca w Waszyngtonie nie wycofała się z karnych ceł nałożonych na chińskie produkty przez administrację Trumpa, a do tego uderzyła restrykcjami technologicznymi w chińskich producentów mikroprocesorów. Zimną wojnę z Chinami mogą więc kontynuować zarówno republikanie, jak i demokraci. Komu więc Pekin może kibicować? Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że chyba tylko wewnątrzamerykańskiemu konfliktowi politycznemu.

Trudny wybór

– Trudno powiedzieć, aby Pekin komuś w tych wyborach wyraźnie kibicował. Każdy z kandydatów posiada jakieś „zalety” z perspektywy chińskiej, ale one nikną w kontekście tego, że ogólnie Harris i Trump są nastawieni konfrontacyjnie w stosunku do ChRL. W przypadku Trumpa pewną zaletą w oczach Pekinu jest to, że zapewne będzie on prowadzić politykę konfliktogenną w stosunkach z amerykańskimi sojusznikami (np. Niemcami). Ale zarazem będzie mocno konfrontacyjny w relacjach z Pekinem. To przecież on rozpętał wojnę handlową w 2018 r. Harris będzie bardziej przewidywalna w stosunkach z ChRL, ale też pewnie będzie kontynuować chłodną politykę Bidena. Ponadto będzie dążyć do zacieśnienia relacji z amerykańskimi partnerami na płaszczyźnie nacisku na Chiny – mówi „Parkietowi” Stanisław Aleksander Niewiński, wykładowca Uniwersytetu Opolskiego, będący prezesem Instytutu Spraw Zagranicznych Collegium Nobilium Opoliense.

Być może Chińczycy wiążą pewne nadzieje z Timem Walzem, czyli kandydatem na wiceprezydenta u boku Harris. Wielokrotnie odwiedzał on Chiny (po raz pierwszy w latach 80.), organizował wycieczki dla młodzieży do Państwa Środka i zna język mandaryński. Wypowiadał się też krytycznie o rozpoczętej przez Trumpa wojnie handlowej, a jako gubernator Minnesoty dosyć przyjaźnie traktował chiński biznes. Tymczasem J.D. Vance, kandydat na wiceprezydenta u boku Trumpa, określa Chiny mianem „największego wroga” USA i twierdzi, że będą one chciały zbrojnie podporządkować sobie Tajwan. Osoba Walza może skłaniać decydentów z Pekinu do kibicowania Harris. Muszą oni jednak zdawać sobie sprawę z tego, że wiceprezydent ma stosunkowo małe uprawnienia w amerykańskim systemie politycznym. (No, chyba że zdoła sobie zdobyć duże wpływy zakulisowe przy mało aktywnym prezydencie). Walz może więc nie równoważyć wpływów sceptycznej wobec Pekinu frakcji w Partii Demokratycznej.

Pekin może więc liczyć na to, że wybory wygra osoba, która w nadchodzących latach wykaże się większą niekompetencją w rządzeniu Ameryką i przez to pozwoli Chinom na swobodniejszą ekspansję. Ciężko obecnie powiedzieć, kogo Pekin postrzega za mniejsze zagrożenie. Być może jednak Harris jest dla władz ChRL przeciwniczką bardziej przewidywalną. Jeśli wygra wybory i zatrzyma w swojej administracji ludzi takich jak Jake Sullivan (doradca prezydenta Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego), to w Waszyngtonie nadal będą kształtowali politykę doradcy obawiający się „drabiny eskalacyjnej” i starający się, by nie zadać zbyt silnych ciosów Moskwie i Pekinowi. Trump wciąż stanowi za to wielką niewiadomą i może zaskoczyć swoimi pomysłami. Bob Woodward w swojej najnowszej książce „War” przytacza anegdotę o tym, jak były prezydent zażartował podczas spotkania ze sponsorami kampanii, że USA powinny oznaczyć swoje samoloty chińską flagą, zbombardować Rosję i sprowokować wojnę między nią a Chinami.

Efekt ceł

„Wybory w USA mogą mieć poważny wpływ na chiński wzrost gospodarczy i politykę, zwłaszcza jeśli ich skutkiem będzie znacząca podwyżka ceł na dobra importowane z Chin. Wojna handlowa z lat 2018–2019 materialnie zaciążyła nad chińskim wzrostem gospodarczym. Szacuje się, że niższy eksport, większa niepewność oraz trudniejsze warunki finansowy obniżyły chiński wzrost gospodarczy o łącznie 0,65 pkt proc. Oceniając, że skutek byłby podobny, ale dotyczyłyby on mniejszej części chińskiego eksportu do USA, można uznać, że 60 proc. cło na chińskie dobra obniżyłoby wzrost PKB Chin o około 2 pkt proc.” – oceniają Hui Shan i Lisheng Wang, ekonomiści Goldman Sachs.

Gdyby taki cios handlowy spadł na Chiny teraz, to pogłębiłby kiepską koniunkturę odczuwalną przez ich gospodarkę. Mógłby wymusić jednak na rządzie chińskim sięgnięcie po bardziej zdecydowane fiskalne działania stymulacyjne. (Ostatnio już one ogłosiły, że zapewnią większe wsparcie dla gospodarki i rynku nieruchomości, ale wciąż brakuje wielu konkretów w tej sprawie. To może świadczyć, że decydenci z Pekinu niechętnie uruchomili wsparcie).

Czy jednak zaostrzenie wojny handlowej byłoby dla USA rzeczywiście skutecznym środkiem nacisku na Chiny?

„Wpływ wzrostu ceł na chiński wzrost gospodarczy może być inny niż podczas wojny handlowej z lat 2018–2019, gdyż wiele się zmieniło od tamtego czasu. Gospodarka chińska jest bardziej wrażliwa na wstrząsy, ze względu na poważną dekoniunkturę na rynku mieszkaniowym, nadprodukcję w przemyśle i presję deflacji. To oznacza, że władze mogą działać bardziej zdecydowanie, by odpowiedzieć na zagrożenie, jakie stanowią podwyżki ceł. Chińscy producenci też odrobili lekcje z lat 2018–2019 i odpowiednio dostosowali łańcuchy dostaw. Produkty, które USA wciąż sprowadzają z Chin, mogą być natomiast trudne do konkurencyjnego zastąpienia towarami z innych krajów. Te czynniki sprawiają, że chiński eksport może być bardziej odporny na niebezpieczeństwo dalszych podwyżek ceł przez USA” – uważają analitycy Goldman Sachs.

Niezależnie od tego, kto wygra amerykańskie wybory prezydenckie, zapowiada się na to, że rywalizacja strategiczna pomiędzy USA a Chinami nadal będzie problemem mocno wpływającym na gospodarkę światową w nachodzących latach.

Gospodarka światowa
Byki z Wall Street wciąż nienasycone. 10 bilionów dolarów to za mało
Gospodarka światowa
Nvidia zdetronizowała Apple. Stała się najcenniejszą firmą na świecie
Gospodarka światowa
Ten rok może przynieść 9 bln USD emisji długu na całym świecie
Gospodarka światowa
Akcje Tesli zyskują 22 proc. Najlepszy dzień od ponad dekady
Gospodarka światowa
W grudniu będzie duże cięcie stóp procentowych EBC?
Gospodarka światowa
Obligacje skarbowe USA zachowują się tak jak w 1995 roku. To dobrze czy źle?