Cła na chińskie samochody elektryczne mogą mocno wzrosnąć, gdy Unia Europejska walczy o własny rynek. Kto może na tym zarobić, a kto może na tym stracić na tej nadal jeszcze potencjalnej wojnie handlowej?
Jeżeli Europa będzie kontynuowała zielony zwrot w ramach przyjętego w 2019 r. przez Komisję Europejską zasad Zielonego Ładu, który pewnie i tak będzie zmieniony, to w gorszej sytuacji jak jest, być nie może. Co to znaczy? Zielona transformacja Europy jest dzisiaj uzależniona w 90 proc. od Chin. Przy tym układzie, jeżeli nic byśmy nie zrobili jako Europa, to godzilibyśmy na to, że duże koncerny niemieckie, szwedzkie, francuskie po prostu musiałyby ogłaszać upadłość, bo nie mogłyby wytrzymać konkurencji z Chinami. W związku z tym cła były czymś naturalnym, co wcześniej czy później by weszło. Trzeba teraz postawić pytania – jak będzie wyglądała część odwetowa Chin? Czy będzie na tyle silna, że zmarginalizuje ten bilans handlowy? Czy firmy europejskie są już gotowe na zabranie produkcji z Chin? Ja jestem optymistą, myślę, że te cła są na tyle wypośrodkowane, że będą do przyjęcia. Rząd chiński zapowiedział, że wprowadzi cła odwetowe, więc trzeba przygotować się, że będziemy w innym punkcie gospodarki globalnej, globalnego handlu. Mieliśmy wcześniej wojnę Chin ze Stanami Zjednoczonymi, do tego pojedynku dołączyła Unia Europejska. Kto za to zapłaci? Obawiam się, że tak czy inaczej finalnie za produkty zapłaci więcej konsument w Europie.
Mówi pan, że to byłoby na niekorzyść europejskiego konsumenta, ale można zadać pytanie, w jakiej byłby pozycji, gdyby poupadali tak wielcy pracodawcy jak europejskie koncerny motoryzacyjne. Komisja Europejska na pierwszy cel wzięła samochody, ale które jeszcze branże są dzisiaj najbardziej zagrożone przez tę nierówną konkurencję z Chinami?
Oprócz motoryzacji zagrożony jest także cały sektor wysokich technologii i cała branża tzw. zielonego zwrotu, czyli dostawcy elektrowni wiatrowych czy cała fotowoltaika. Pamiętajmy, że Unia Europejska w 90 proc. jest zależna od Chin, i to się nie zmieni, europejscy producenci nie będą w stanie produkować chociażby paneli fotowoltaicznych, jeżeli nie dostaną komponentów właśnie z Państwa Środka. Co bardzo ważne, tylko 10 proc. wolnych mocy przerobowych dostępu do pierwiastków ziem rzadkich znajduje się poza własnością Chin, więc to jest taka broń trochę obosieczna. Największym zagrożeniem – i prawdopodobnie taki był zamysł Chin – było to, by przez subsydiowanie własnej produkcji krajowej przeznaczanej na eksport zdołować te firmy europejskie, by upadły, i w ten sposób przejąć rynek. To nic nowego, tylko ta polityka Chin była robiona na dość masową skalę. Na dodatek miały one tutaj naturalnego sprzymierzeńca w postaci Komisji Europejskiej, bo to Bruksela ogłosiła, że będziemy robili Zielony Ład, będąc kompletnie do tego nieprzygotowanym. Tak że dobrze, że coś w tym robimy. W moim przekonaniu należałoby pewne elementy tego zielonego zwrotu przesunąć o kilka lat, żebyśmy mogli dostosować przemysł w Europie, by firmy mogły zarabiać, a europejski konsument mógł kupić towar, na który go stać. Bo pytanie brzmi, czy robimy Zielony Ład dla idei, czy jednak dlatego, bo nam się to opłaca i powinniśmy patrzeć na stronę gospodarności całego tego procesu, nie tylko w Polsce, ale we wszystkich 27 państwach członkowskich.