Cena ropy naftowej gatunku Brent wzrosła w poniedziałek, głównie z powodu interwencji wojskowej w Libii, o ponad 2 proc. w porównaniu z piątkiem, do około 115 USD za baryłkę. Analitycy wskazują, że libijska ropa może być do końca roku wyłączona ze światowych rynków, co przyczyni się do utrzymania się cen surowca przez jakiś czas na wysokim poziomie. Giełdy nie przestraszyły się jednak bombardowań Libii. Większość indeksów europejskich oraz amerykańskich późnym popołudniem rosła o więcej niż 1 proc.
[srodtytul]Stracona produkcja[/srodtytul]
W styczniu, a więc jeszcze przed wybuchem rebelii przeciwko rządom Muammara Kaddafiego, Libia wydobywała 1,82 mln baryłek ropy dziennie, czyli około 2 proc. światowej produkcji. Obecnie, według rządowych libijskich danych, wydobywa mniej niż 400 tys. baryłek dziennie. Działania wojenne oraz ewakuacja zagranicznych specjalistów mocno uderzyły w tamtejszy przemysł naftowy. Jeśli wojna się przeciągnie, problemy mogą być większe.
– Największym ryzykiem dla spółek naftowych jest to, że ich libijskie instalacje zostaną zniszczone, co sprawi, że trudno będzie wznowić produkcję po zakończeniu konfliktu. Niektóre zniszczenia mogą być skutkami ubocznymi walk, część instalacji może zostać zniszczonych w odwecie – twierdzi Alessandro Marrone, analityk w rzymskim instytucie AIA.
– Spodziewamy się, że w roku 2011 zostaną wyeksportowane bardzo małe ilości libijskiej ropy. Oczywiście, sytuacja polityczna może się jeszcze bardzo zmienić – wskazuje Lawrenece Eagles, strateg surowcowy z banku JPMorgan Chase.