Chipy zasilają dziś zabawki, ale i kontrolują reaktory jądrowe. Napędzają właściwie wszystkie urządzenia elektroniczne – od szczoteczek do zębów po aparaty słuchowe. I są w centrum wojny technologicznej między USA a Chinami. Ale – co istotne – na mapie obszarów kluczowych dla mikroprocesorów, choć nie pierwszoplanowo, pojawia się Polska. Według analiz międzynarodowej firmy konsultingowej Kearney, nasz kraj stał się właśnie najatrakcyjniejszym rynkiem w Europie dla tego typu przedsięwzięć i jednym z kluczowych na świecie.
Naszej pozycji nie zaszkodziła nawet nieudana inwestycja Intela, który wstrzymał budowę fabryki na Dolnym Śląsku. Analitycy zwracają uwagę, że dzięki współpracy polskiego rządu z firmami z branży, w tym właśnie z Intelem, udało się wypracować dostosowany dla takich skomplikowanych inwestycji system zachęt (wartość planowanej pomocy publicznej rozłożonej na lata 2024–2026 miała przekraczać 7,4 mld zł). W efekcie ta część kontynentu w oczach producentów półprzewodników już zyskała na atrakcyjności. Trzeba jednak zastrzec, że w tym przypadku nie chodzi o tzw. zakłady front-endowe, projektujące i tworzące chipy, lecz o projekty typu back-end, które miałyby być swoistym zapleczem i wsparciem fabryk.
– Front-end obejmuje konwersję krzemu na zaprojektowane wafle i wymaga rygoru w kwestii ochrony własności intelektualnej ze względu na poufny charakter technologii, procesów i produktów – tłumaczą analitycy Kearney.
W badaniu „Front-End Semiconductor Manufacturing Attractionness Index” eksperci Kearneya przeanalizowali 21 krajów i regionów. Wówczas badano inwestycje typu front-end. Formułując ten indeks, badacze wzięli pod uwagę plany zachęt i inne atrybuty każdego kraju, w tym środowisko biznesowe, dostęp do talentów, ale i do rzadkich minerałów, niezbędnych przy produkcji zaawansowanych układów scalonych.
Teraz jednak Kearney rozszerzył „indeks atrakcyjności” o potencjał back-end. Taka produkcja obejmuje m.in. testowanie i pakowanie pojedynczych matryc. To etap mniej kapitałochłonny w porównaniu z front-endem, gdzie większy nacisk kładzie się na koszty operacyjne. I tu właśnie Polska pokazała swoje mocne strony. Pod lupę wzięto m.in. takie parametry jak: środowisko regulacyjne, poziom biurokracji, jakość infrastruktury i logistyki, możliwości produkcji energii, koszty pracy czy kwestie podatkowe. W tym rankingu uzyskaliśmy 5,2 pkt (im więcej, tym lepiej), plasując się za Chinami (5,2 pkt) i Indiami (5,5). Najbardziej sprzyjające środowiska do przyciągania inwestycji back-end mają Tajwan (6 pkt) i Malezja (5,7).