Raczej przez uregulowany proces zmiany warunków umów kredytowych. Teraz mleko się rozlało. Załóżmy, że koszt dla banków rzeczywiście wyniesie 100 mld zł. Sądzę, że banki to udźwigną. Ale tworzenie dodatkowych rezerw obniża stopę zwrotu banków z kapitału. A jeśli banki nie będą miały wystarczającego zwrotu z kapitału, to nie będą udzielały kredytów, szczególnie że wyższe stopy zwrotu niż z działalności depozytowo-kredytowej mogą mieć z tradingu. A do tego zachęca je fiskus, stwarzając bodźce do kupowania papierów skarbowych. To się dzieje nie tylko przez podatek od aktywów (z którego obligacje skarbowe są zwolnione – red.), ale też urzędowo umocowaną perswazję. Proszę pamiętać, że 60 proc. naszego sektora bankowego to kapitał państwowy. Zachowanie dominujących graczy determinuje zachowanie innych. Obligacje dają wyższe stopy zwrotu przy mniejszym ryzyku niż kredyty. Dlatego nawet gdyby skłonność firm do inwestowania była duża, to nie jest pewne, czy strumień kredytu byłby dostateczny. W Polsce firmy często finansują inwestycje ze środków własnych, ale to nie jest optymalny model. Inwestycje kredytowane przechodzą bowiem szczegółową ekonomiczną ewaluację. Dla gospodarki byłoby lepiej, gdyby więcej inwestycji było finansowanych z kredytu, ale obawiam się, że taka zmiana będzie niemożliwa właśnie dlatego, że stopy zwrotu z kapitału w bankach są za niskie, a teraz jeszcze się obniżą.
Frankowy wyrok TSUE pochłonie zyski kilku banków
Kredytodawcy muszą znacząco zwiększyć poziom rezerw na kredyty w CHF. Na szczęście, sprzyjają temu, przynajmniej na razie, wysokie stopy procentowe i rekordowo duże zyski odsetkowe. Gorzej, gdy to się skończy.
Jednym ze źródeł niepewności, który mógł ostatnio zmniejszać skłonność firm do inwestowania, była inflacja. Ale od marca wzrost cen wyraźnie hamuje. Co więcej, w maju wyraźnie spadła też tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen paliw, energii i żywności. Możemy uznać, że wojna z inflacją została już wygrana? Pod koniec tego roku pojawią się warunki do poluzowania polityki pieniężnej, jak sygnalizuje prezes NBP?
Ogłaszanie sukcesu w walce z inflacją to nieporozumienie. Inflacja bazowa niewiele się różni od inflacji ogółem. To oznacza, że duża część procesów inflacyjnych jest już zakorzeniona, że działa spirala płacowo-cenowa. Inflację trzeba dziś traktować jako chorobę uporczywą. Owszem, spadek cen nośników energii na świecie jest odczuwalny także w Polsce. Ceny globalne nie dokładają się już do inflacji. To pozwoli pewnie na jej spadek poniżej 10 proc. Ale czy to będzie sukces? Obniżenie inflacji z 16 do 10 proc. będzie łatwiejsze niż z 10 do 4 proc. A cel inflacyjny NBP to nie 4, tylko 2,5 proc. Sam NBP prognozuje, że ten cel zostanie osiągnięty dopiero w 2026 r. Przed nami więc jeszcze co najmniej dwa lata zakłóceń związanych z inflacją. Jednym z poważnych problemów jest właśnie trudność w planowaniu inwestycji. Proces inwestycyjny trwa średnio pięć lat. Jeśli ktoś nie jest w stanie choćby z grubsza oszacować, jakie będą ceny energii w takim horyzoncie, to jak może inwestować? A dziś nikt nie chce zawierać umów, np. na dostawy energii, na taki okres. Inflacja to nie tylko psucie pieniądza, ale też „skracanie” jego obiegu. Chodzi o to, że pieniądz inflacyjny nadaje się do krótkookresowych rozliczeń, ale do długookresowych przedsięwzięć już nie. Inflacja tłumi więc wszystkie inwestycje z wyjątkiem tych o krótkim cyklu, np. odtworzeniowych albo poprawiających efektywność energetyczną. Ale to nie są te inwestycje, które zapewniają siłę rozwojową.
Co zrobić, aby przyspieszyć powrót inflacji do celu NBP? Większość członków RPP zdaje się sądzić, że dalsze podwyżki stóp procentowych niewiele już dadzą, a mogą nadmiernie schłodzić gospodarkę, prowadząc do wzrostu bezrobocia.
Nie ma powodów, aby dalej znacząco podnosić stopy procentowe. Ale, po pierwsze, nie oznacza to, że nie należało wcześniej zacząć cyklu zacieśniania polityki pieniężnej i podnieść stopy jeszcze wyżej. I po drugie, nie wolno oddzielać polityki stóp procentowych od polityki komunikacyjnej banku centralnego. Podwyżka stopy referencyjnej o 0,25 pkt proc. dzisiaj nie miałaby dużych efektów. Ale pokazałaby dużą determinację NBP, aby doprowadzić inflację do celu. Proszę zwrócić uwagę na to, jak postępują główne kluczowe banki centralne: ciągle zaostrzają politykę pieniężną, tylko że mniejszymi krokami. I nie myślą, a tym bardziej nie mówią, o obniżaniu stóp procentowych. Bank centralny musi umieć przekazać uczestnikom życia gospodarczego, dlaczego polityka pieniężna jest taka a nie inna, do czego zmierza. Zapowiadanie teraz obniżek stóp procentowych byłoby strategicznym błędem. Obecnie można liczyć na to, że inflacja będzie stopniowo słabła, a obniżka stóp by to zniweczyła. Szczególnie że polityka fiskalna jest dzisiaj proinflacyjna.