Chociaż pod koniec maja stopa bezrobocia w żadnym województwie nie przekroczyła 20 proc., to w 11 regionach jest ponad 80 powiatów, gdzie bez pracy oficjalnie jest co piąty dorosły mieszkaniec. Ale są też takie, gdzie bezrobocie sięga 30 proc. Najczęściej są to powiaty ze sobą graniczące, tworzące „wyspy” wysokiego bezrobocia.
– Samorządową pomoc dla lokalnych rynków pracy można nazwać pułapką systemową. Mamy powiatowe urzędy pracy i analizujemy rynki pracy z perspektywy powiatu, a te jednostki samorządowe mają znacznie mniej możliwości pozyskiwania inwestorów niż władze regionalne czy gminne. Ich wpływ na możliwość poprawy sytuacji na rynku pracy jest dość ograniczony w porównaniu z innymi szczeblami samorządowymi – tłumaczy Jacek Męcina, specjalista rynku pracy, ekspert PKPP Lewiatan. Zwraca uwagę, że najwięcej możliwości zainteresowania potencjalnych inwestorów mają albo władze regionalne, albo gminne. – Pierwsze, bo nadzorują wydawanie pieniędzy w ramach wspólnotowych programów regionalnych, drugie, bo powinny przygotowywać plany zagospodarowania przestrzennego czy stosować ulgi podatkowe.
– Dlatego potrzebne jest budowanie samorządowej koalicji między gminami i powiatami – dodaje Wiktor Wojciechowski, ekonomista Fundacji FOR.
– Powiaty przygraniczne stają się powoli terenami peryferyjnymi. Już nie tylko Polski, ale też Unii Europejskiej – zauważa Jacek Protas, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego. Jego zdaniem władze samorządowe mogą łagodzić skutki bezrobocia, ale nie są kreatorami aktywnej polityki, bo ta należy do gmin. Dodatkowo tereny przygraniczne potrzebują wsparcia władzy centralnej. Mazurskie władze regionalne starają się o wprowadzenie małego ruchu przygranicznego, tak by mazury i Warmia stały się terenami turystycznymi także dla Rosjan.
Część władz samorządowych uważa, że najskuteczniejszą formą wspierania rozwoju lokalnych rynków pracy jest tworzenie specjalnych stref ekonomicznych. Tak dzieje się na przykład w gminie łobeskiej (woj. zachodniopomorskie).