– Jedną z najtrudniejszych decyzji było wycofanie się z bezpośrednich wywiadów z gospodarstwami domowymi. Wbrew obawom nie doprowadziło to do spadku kompletności i jakości uzyskiwanych danych – powiedział Rozkrut w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". Jak dodał, także firmy, choć w apogeum pandemii borykały się z rozmaitymi problemami, np. załamaniem popytu lub brakami kadrowymi, skrupulatnie wypełniały zarówno obowiązkowe formularze, jak i dodatkowe. – Przedsiębiorstwa są przyzwyczajone do naszych badań i mam wrażenie, że zdają sobie sprawę z tego, że ostatecznie to one same są beneficjentami tego, że dysponujemy w kraju dobrej jakości danymi. Tym tłumaczę sobie to, że prowadzone w trakcie pandemii badania były równie kompletne co zawsze i nawet nie było trzeba wysyłać więcej niż zwykle ponagleń – ocenił prezes GUS.
Przyznał jednak, że patrząc w szerszej perspektywie, w Polsce – tak jak niemal wszędzie na świecie – widoczny jest trend spadku kompletności badań statystycznych. – To jest powolny, ale systematyczny spadek. Dlatego zaczęliśmy zwiększać liczbę źródeł danych, z których korzystamy. Chodzi przede wszystkim o źródła administracyjne, takie jak Ministerstwo Finansów, urzędy skarbowe i ZUS. Dzięki temu możemy zmniejszać obowiązki sprawozdawcze firm, szczególnie te, które są zdublowane – wyjaśnił Rozkrut.
Prowadzone przez GUS na długo przed pandemią eksperymenty z nowymi metodami gromadzenia danych zaprocentowały ostatnio w przypadku pomiarów inflacji. – Już od dwóch lat prowadzimy szeroko zakrojony program, który zmierza do wykorzystania w badaniach cen narzędzi big data i danych z kas (ang. scanner data), które uzyskujemy od wielu sieci handlowych. Teraz mogliśmy się tymi danymi posłużyć. Coraz więcej danych o cenach otrzymujemy też od gestorów, np. centrali Orlenu – powiedział Rozkrut, tłumacząc, jak GUS poradził sobie z gromadzeniem informacji o cenach, w sytuacji gdy musiał zrezygnować z wizyt ankieterów w sklepach i punktach usługowych.
Prezes GUS odniósł się też do zarzutów, wedle których indeks cen konsumpcyjnych (CPI) w trakcie pandemii przestał dobrze odzwierciedlać procesy inflacyjne w Polsce. Chodzi o to, że CPI, główna miara inflacji, bazuje na strukturze wydatków konsumpcyjnych z poprzedniego roku. Tymczasem w ostatnich miesiącach ta struktura mocno się zmieniła, m.in. z powodu ograniczeń w handlu, ale też np. mniejszej mobilności Polaków. – To jest bardzo ciekawy temat, rozmawiamy o tym w gremiach międzynarodowych. Problemem jest jednak szybkie zebranie aktualnych danych o strukturze wydatków. Gdyby jednak taki wskaźnik inflacji (bazujący na aktualnej strukturze wydatków – red.) powstał, to będzie miał charakter uzupełniający, służący temu, żeby zobaczyć, jak kryzys wpłynął na wydatki. Wraz z zanikiem zagrożenia epidemicznego struktura konsumpcji powinna się jednak zbliżyć do tej sprzed kryzysu i wtedy jej badanie z częstotliwością roczną będzie wystarczające – ocenia Rozkrut. gs