Początek czwartkowej sesji nie pozostawał złudzeń co do kierunku, w którym poruszał się będzie tego dnia warszawski parkiet. Spadkowa sesja za oceanem (druga z rzędu) i słabe dane makroekonomiczne z naszego podwórka (rozczarowująca sprzedaż detaliczna i rosnące bezrobocie) skutecznie odstraszyły inwestorów od kupowania akcji.
Tym samym GPW przestała być zieloną wyspą na tle innych parkietów europejskich, które traciły na wartości już od kilku dni za sprawą złożonej sytuacji geopolitycznej w krajach arabskich.
Uwaga inwestorów już od kilku dni skupiona jest na Libii. Zamieszki w tym państwie mają dużo bardziej krwawy przebieg niż wcześniejsze w Tunezji czy Egipcie. O ile w dwóch ostatnich przypadkach poszkodowanymi byli głównie turyści to libijskie starcia uderzają po kieszeni wszystkich konsumentów ropy naftowej. Cena tego surowca wzrosła w czwartek do prawie 120 USD za baryłkę czyli była najwyższa od przeszło dwóch lat. Prędzej czy później odbije się to na kondycji przedsiębiorstw (wzrosną im koszty) oraz spowoduje wzrost inflacji.
Na otwarciu czwartkowej sesji WIG tracił prawie 0,8 proc. i znalazł się na poziomie 46460 pkt czyli najniższym od 10 stycznia. WIG20 spadał więcej, bo aż o 1,07 proc. do niespełna 2645 pkt. Negatywnie na zachowanie się giełdy wpływał przede wszystkim, taniejący ponad 2 proc. KGHM.
Po południu sytuacja zaczęła się jednak poprawiać. Na rynek zaczęły trafiać informacje, że rewolucjoniści w Libii powoli zaczynają zdobywać przewagę a Muammar Kaddafi szykuje się do opuszczenia kraju co prawdopodobnie zakończyłoby konflikt. Inwestorzy poznali też umiarkowanie pozytywne dane z amerykańskiej gospodarki. Liczba podań o zasiłki dla bezrobotnych okazała się mniejsza niż oczekiwano. Z drugiej strony sprzedaż domów na rynku pierwotnym okazała się gorsza od prognoz. Właściciela w styczniu znalazło na rynku pierwotnym 284 tys. domów. Analitycy oczekiwali, że będzie to 310 tys. Dynamika zamówień na dobra trwałego użytku wyniosła 2,7 proc. i była zgodna z założeniami.